„The Odd Couple” – Chandler z „Przyjaciół” powraca, i nie jest śmieszny
Ten serial to dwa wielkie powroty. Powraca sama historia, bo sztuka Neila Simona z 1965 roku doczekała się już filmowej adaptacji (z Jackiem Lemmonem i Walterem Matthau), serialu emitowanego w latach 70., kreskówki i serialu z 1982 roku. Powraca też Matthew Perry, który już na zawsze w naszej pamięci pozostanie przezabawnym Chandlerem z kultowych „Przyjaciół”. Problem w tym, że w nowej roli Perry w ogóle się nie odnajduje, ostatecznie pogrążając tę dosyć przeciętną produkcję.
Produkcję, która w zasadzie nie oferuje niczego świeżego. Jasne, raz czy dwa można się uśmiechnąć, gag ze stawianiem kawy na kroczu uprawiającego jogę kolegi jest zabawny, ale to wszystko jest wtórne, przewidywalne. Zresztą sama historia to nic rewolucyjnego: cały komizm ma polegać na zderzeniu ze sobą dwóch zupełnie odmiennych charakterów, czyli niechluja, obiboka i imprezowicza Oscara (Perry) z pedantycznym i uczuciowym Felixem (Thomas Lennon). Abstrahując od tego, że mamy do czynienia z kolejną inkarnacją tej sztuki, przecież dokładnie to samo oferowało nam „Dwóch i pół”!
„The Odd Couple” nie jest przy tym serialem złym, dwa pierwsze odcinki wypadają sympatycznie, nawet mimo naprawdę, naprawdę sporej przewidywalności gagów. Taka produkcja mogłaby się sprawdzać jako coś, co może i nas nie ekscytuje i na czego kolejne odcinki nie czekamy, ale jak już się trafi, to można obejrzeć. Problemem jest jednak Matthew Perry.
http://youtu.be/-erBtxIU1ww
Nie mogę się nadziwić, co się stało z tym aktorem. To nie jest doskonały Chandler, który był najzabawniejszą postacią z „Przyjaciół” (a ponoć sam Perry wielokrotnie wymyślał własne kwestie), ale jakiś fatalnie grający Pinokio. Który na dodatek strasznie dziwnie mówi, jakby cały czas próbował się porozumieć z kimś, kto niekoniecznie dobrze zna angielski, a do tego jest przygłuchawy.
Oglądanie Perry’ego to prawdziwa katorga, jego gra jest gwoździem do trumny tego serialu, bo po prostu irytuje. To chyba też nie kwestia scenariusza i dialogów, bo te są znośne – po prostu Perry sprawia wrażenie, jakby zapomniał, jak się gra w komedii. Zero subtelności, gdzieś znikła jego doskonała mimika, wszystkie kwestie wypowiada tym samym tonem… żal patrzeć.
O dziwo jednak „The Odd Couple”, po emisji dwóch odcinków, pochwalić się może stosunkowo wysoką widownią, co oznacza, że serial jeszcze trochę z nami zostanie. Czy to dobrze? Trudno ocenić. Ja sam wciąż nie wiem, czy będę chciał dalej śledzić losy Oscara i Felixa. Oglądanie wyraźnie męczącego się Perry’ego to katorga dla fana „Przyjaciół”.