Nie ufaj małym miasteczkom – premiera „Wayward Pines”

Wielbiciele niepokojących produkcji rozgrywających się w niewielkich odosobnionych miasteczkach mogą już zacierać ręce. Telewizja FOX ma dla nich nowy serial – ekranizację bestsellerowej powieści z cyklu „Wayward Pines”.
Początkowo historia wydaje się dość prosta – Ethan Burke, agent FBI zajmujący się poszukiwaniem zaginionych kolegów (kilkoro agentów przepadło bez wieści), budzi się w lesie. Nie wie dokładnie, gdzie jest ani co się stało. Jest za to obolały i pokaleczony.

Szybko trafia do niewielkiego miasteczka położonego u podnóża gór. Teoretycznie wszystko wygląda w porządku – jest szpital, gdzie oferuje się mu pomoc medyczną, i lokalny posterunek policji, gdzie można zadać wszystkie ważne pytania. Jednak z każdą chwilą robi się coraz dziwniej, a nasz agent nabiera coraz większych podejrzeń.

Choćby dlatego, że z miasteczka nie da się nigdzie dodzwonić, a sami mieszkańcy są co najmniej dziwni. Nim minie pierwszy odcinek, widz zorientuje się, że Wayward Pines nie jest sympatycznym miasteczkiem i wszyscy skrywają tu wielką tajemnicę.Nietrudno się domyślić, że inspiracją dla twórców serialu (producentem i reżyserem pierwszego odcinka jest twórca „Szóstego zmysłu” M. Night Shyamalan) były nie tylko książki, ale też niedościgniony wzór seriali o dziwnych miasteczkach, czyli „Twin Peaks”. Trzeba jednak przyznać, że serialowi do telewizyjnego arcydzieła Lyncha daleko.

Między innymi dlatego, że twórcy nieco zbyt szybko zdradzają widzom, że powinni kwestionować wszystko, co widzą na ekranie. Co oznacza, że wszelkie zaskakujące odkrycia bohatera są przez widzów wyczekiwane. Zresztą w ogóle tym, co jest w całej historii najsłabsze, są liczne retrospekcje, które tłumaczą, co się stało, zanim nasz dzielny agent trafił do miasteczka.

Twórcy zachowują się tak, jakby trochę bali się wrzucić widza w sam środek opowieści, przez co wiele tajemnic zdradzają nam nieco zbyt szybko. Przy czym po dwóch odcinkach serialu (tyle było dane obejrzeć widzom na pokazie przedpremierowym) można spokojnie powiedzieć, że jeszcze nic na pewno nie wiemy. Ale i tak wiemy na tyle dużo, by atmosfera niepewności nieco się rozwiała.Na oceny za wcześnie. Zwłaszcza że tego typu historie zwykle prowadzą do jakiegoś niespodziewanego zakończenia, które zupełnie zmienia naszą percepcję. Co na pewno da się powiedzieć, to to, że jest to serial znakomicie obsadzony. W głównej roli zobaczymy debiutującego w serialu (ale znanego z licznych filmów) Matta Dillona. To aktor wszechstronny i doskonale nadający się do grania dręczonych przez demony przeszłości postaci, więc trudno mieć zastrzeżenia.

Oprócz niego w pierwszych odcinkach zobaczymy m.in. Juliett Lewis czy Terrence’a Howarda (w doskonałej roli szeryfa). Natomiast pierwsze odcinki kradnie wszystkim Melissa Leo w roli pielęgniarki jak z koszmarów. Serio, jeśli ktoś boi się pracowników służby zdrowia, to ten serial z pewnością nie ukoi jego lęków.

Trzeba jednak przyznać, że mimo aktorskich wysiłków tak dobrze dobranej ekipy trudno po dwóch odcinkach powiedzieć coś ciekawego o ich postaciach. Wypada z tym zaczekać.Wielbicieli niepokojących opowieści o małych miasteczkach powinno ucieszyć, że FOX zaplanował na razie dziesięć odcinków. Oznacza to, że zapewne otrzymamy spójną historię, która nie zgubi się gdzieś w kolejnych fabularnych odnogach i przedłużanych na siłę wątkach. A trzeba przyznać, że niejeden dobry serial stracił na zbyt dużej liczbie odcinków. Na pewno warto dać produkcji szansę i poczekać, aż się rozwinie i na to, kiedy twórcy odsłonią wszystkie karty.

Wielbiciele książkowego pierwowzoru dobrze wiedzą, że podobnie jak w Twin Peaks, tak i w Wayward Pines nic nie jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka.