Wojna klonów – przed drugim sezonem „Orphan Black”
Młoda kobieta kładzie na ziemi torbę, zdejmuje szpiki i marynarkę, po czym spokojnym krokiem wchodzi pod nadjeżdżający pociąg. Obserwująca scenę dziewczyna zdąży jej zajrzeć w twarz – swoją twarz. Buchnie torbę swojemu martwemu sobowtórowi, a potem postanowi na chwilę się w niego wcielić, bo w przeciwieństwie do niej wydawał się bogaty. Tyle że wkrótce na jej oczach zginie kolejna łudząco do niej podobna kobieta, a następnie w jej życiu pojawią się jej kolejne lustrzane odbicia. Z żądaniem ochrony. Tak zaczyna się „Orphan Black”, historia o klonach. Klonach, na które ktoś poluje. Świeże i wciągające połączenie thrillera naukowego z elementami dramatu, komedii i… opery mydlanej. Skromna kanadyjska produkcja stacji BBC America nieoczekiwanie stała się objawieniem ubiegłego sezonu i trafiła m.in. do dziesiątki najlepszych seriali 2013 r. tygodnika „Time”. Słusznie i sprawiedliwie.
Aldous Leekie i jego nowy wspaniały świat z probówki. Produkcja BBC America inteligentnie gra z motywami antyutopii Aldousa Huxleya z 1932 r. Stworzona u zarania epoki mechanizacji, przestrzegała przed skutkami rządów technologii. „Orphan Black” operuje podobnymi motywami, też mamy klonowanie ludzi, pytania o indywidualność jednostki ludzkiej, o tożsamość, o kontrolę, dodatkowo – o rodzinę. Tyle że kontekstem nie jest już epoka mechanizacji, ale epoka masowej konsumpcji, rządów międzynarodowych korporacji i powszechnego, legalnego monitoringu. Ekspansywną technologię Huxleya zastępuje biotechnologia. Serialowy ruch neolucjonistów widzi w niej szansę na autoewolucję gatunku ludzkiego, autoupgrade ludzkości. Stworzyli korporację, mają swojego charyzmatycznego guru – doktora Aldousa Leekiego – sieć podziemnych klubów, w których bawią się biohakerzy z ciekawie zmodyfikowanymi ciałami, od dodatkowego oka po wyhodowany, zdolny do odczuwania i poruszania się… ogon. Korporacja w 1984 r. sklonowała ludzkie embriony, które wszczepiła bezpłodnym kobietom na całym świecie, by następnie monitorować rozwój narodzonych klonów. W jakim celu? Raczej nie charytatywnie i nie dla dobra ludzkości. Po drugiej stronie stoją proletanie – zwalczający neolucjonizm (i klony) religijni fanatycy.
Dwanaście wcieleń Tatiany Maslany. Część klonów pojawia się osobiście (czasem tylko po to, by zaraz zginąć), część widzimy tylko na zdjęciach, następne pojawiają się w zapowiedziach drugiego sezonu. Wszystkie gra Mslany, młodziutka kanadyjska aktorka, dotychczas bez większych sukcesów na koncie. Głównych bohaterek jest pięć, a twórcy zadbali o to, by były możliwie różne, co jednocześnie ma bawić widza oraz włączyć serial w długą dyskusję o tym, co ma większy wpływ na osobowość człowieka: geny czy środowisko, w którym się wychowuje. Żeby było ciekawiej, każda z bohaterek wprowadza do serialu inny świat i inny gatunek filmowy. Undergroundową, zbuntowaną Sarę Manning, która z pistoletem w ręku prowadzi śledztwo w sprawie swojej (i swoich sióstr-klonów) tożsamości, ktoś porównał do bohatera „Tożsamości Bourne’a”.
Alison Hendrix, ze związanymi w kitkę włosami, pastelowymi dresami i manią sprzątania jest z kolei mamą z przedmieść i wnosi do serialu klimat „Desperate Housewives”. Cosima Niehaus to absolwentka Harvardu i doktorantka na wydziale biologii na Uniwersytecie w Minnesocie: dredy, geekowskie okulary, uwodzicielski uśmiech. To też obraz nauki w serialu – dość luźno traktowanej i atrakcyjnej. Jest jeszcze policjantka Beth Childs, której tożsamość przejęła Sara po jej samobójczej śmierci: opanowana, poukładana, żyjąca w minimalistycznie urządzonym mieszkaniu w centrum. Oraz Helena, skrzywdzona w dzieciństwie, dzika, na granicy człowieczeństwa i zwierzęcości. Każdy klon ma inny charakter, mimikę i zestaw gestów. Ponoć aktorka pomagała sobie, tworząc osobne ścieżki dźwiękowe dla każdego z wcieleń. Sceny, w których bohaterki muszą się zastępować – wcielać w innego klona – są zabawne, sceny, w których walczą na śmierć i życie – lekko przerażające, tak jak ta, w której Sarah musi pochować klona i sypie ziemię na swoją/nieswoją twarz, leżącą w dole, który właśnie wykopała.
Jeśli seriale stawiają dziś na silne kobiece bohaterki, to „Orphan Black” idzie dalej, oferując potrójną, poczwórną (czy popiątną) silną i pociągającą bohaterkę. Z jedną, piękną twarzą Tatiany Maslany i kilkoma osobowościami, dla każdego coś miłego.
Drugi sezon będzie jak pierwszy, tylko na cracku. Tak zapowiada kolejne dziesięć odcinków Maria Doyle Kennedy, grająca Mrs. S., przybraną matkę Sary i Feliksa. Postać jest równie ciekawa, co grająca ją aktorka. Zresztą twórcy zadbali o świetny drugi plan, z Feliksem – gejem i artystą mieszkającym w zapuszczonym magazynie pod szyldem „Rimbaud” („Pęka mi skóra, kiedy opuszczam centrum”), dr. Leekiem, pilnującymi klonów „monitorami” i kolegami Beth z policji, na czele. Klimatyczna jest też przestrzeń, grane przez kanadyjskie Toronto miasto. Współtwórca serii John Fawcet, opowiadając o drugim sezonie mówił: „Chcemy rozszerzyć świat, trochę powiększyć serial, zrobić go trochę bardziej złym, trochę bardziej off. Jest więcej króliczych nor, do których można wejść”. Pojawią się nowe klony, nowe zagrożenia, porwania i pościgi, kolejne zagadki do rozwiązania oraz zapowiedziana w ostatnim odcinku pierwszego sezonu wojna klonów z proklonem. A także gościnny występ Patricka J. Adamsa ze „Suits”, prywatnie wielkiego fana „Orphan Black”.