„Tabu” – brud, mrok i Tom Hardy na małym ekranie
Twórca „Peaky Blinders” połączył siły z Tomem Hardym i jego ojcem, by przenieść nas do Anglii z początku XIX wieku i opowiedzieć historię człowieka ogarniętego zemstą.
Choć po prawdzie trzeba by powiedzieć, że to dwaj panowie Hardy ściągnęli do projektu Stevena Knighta, ponieważ serial był ich pomysłem, oni też spisali pierwsze wersje scenariusza (w czołówce pierwszego odcinka jako scenarzysta wymieniony jest tylko Knight). I trochę w „Tabu” czuć, że pilot nie był do końca tworzony przez osoby, które na telewizji zjadły zęby, bo w zasadzie łamie wszystkie zasady, wedle jakich powinno się pisać pierwsze odcinki, mające szybko wciągnąć widza w historię, być dynamicznymi, przedstawić bohaterów i sprawić, byśmy chcieli śledzić ich losy.
„Tabu” tymczasem bardzo wiele sygnalizuje, zapowiada, sugeruje. Pierwszy odcinek zaczyna się od powrotu do Londynu Jamesa Delaneya (Tom Hardy), przez wielu uznanego za zmarłego, który w Afryce zgromadził małe bogactwo, a do Anglii przyciągnęły go wieści o śmierci jego ojca. Ojca, po którym dziedziczy pewien mały przesmyk w Ameryce Północnej, z pozoru nieznaczący, tak naprawdę jednak kluczowy dla handlu z Chinami, przez co bardzo zainteresowana jest nim potężna Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska.Ważniejszym wątkiem w serialu jest jednak kwestia śmierci ojca Delaneya, przez wielu uznanego za szaleńca, i zemsty jego syna za to, co spotkało jego rodzinę.
Najciekawsza z kolei z pewnością będzie zagadka dotycząca tego, co spotkało Jamesa w Afryce – w pierwszym odcinku dostajemy ledwie powtarzane przez innych pogłoski, kilka migawek z upiornymi postaciami, obserwujemy także zachowanie samego głównego bohatera, zdającego się niekiedy szeptać formułki w dziwnym języku, praktykującego coś, co kojarzy się z voodoo. Hardy zaś świetnie oddaje ledwie skrywany przez Delaney gniew; czuć, że pod noszoną na co dzień maską kryje się brutalność, dzikość, która zresztą kilkukrotnie znajduje ujście.I właśnie obserwowanie Toma Hardy’ego daje w „Tabu” największą przyjemność. To świetny aktor, James Delaney to zaś złożona, ciekawa postać, wyraźnie pisana dla Hardy’ego, potrafiącego wiele oddawać spojrzeniem, płynnie przechodzić od spokoju i ogłady do furii i szaleństwa; wiedzieliśmy to choćby w „Legend”.Poza tym „Tabu” po prostu prezentuje się świetnie, choć nie jest to raczej serial przyjemny dla oka – Londyn z 1814 r. to miejsce mroczne, brudne, brutalne, to stolica kraju trawionego wojnami, z ludźmi toczonymi mnóstwem chorób. Przy czym charakteryzacja i stroje, choć momentami świadomie odrzucające i przerażające, są tu przepiękne, zwłaszcza jeżeli chodzi o bardziej demoniczne projekty, o wygląd tych, których James spotkał w Afryce.Czy będzie to serial wielki? Trudno orzec. Odcinek pilotowy cechuje bardzo powolne tempo, które przy mnogości wątków sprawia, że na chwilę obecną wiemy niewiele. Możemy docenić stronę techniczną, atmosferę, aktorstwo, warstwę wizualną – i tu ocena jest wysoka – fabularnie jednak opowieść o Jamesie Delaneyu ledwie ruszyła.
Przed nam zaś jeszcze tylko siedem odcinków bo „Tabu” to miniserial.
Komentarze
Znacie w ogóle jakieś seriale, które nie zostały wyprodukowane przez HBO(fakt, kiedyś zrobili „Deadwood” czy „The Wire” ale, pomijając pierwszy sezon „Detektywa” od dobrych paru lat raczej słabują) albo Neftlixa??? Nie żebym z góry zakładał, że to „Tabu” będzie tak samo całkowicie, doszczętnie chu*owe, jak „Westworld”, ale lol, jest obecnie kilka naprawdę dobrych seriali, o których nikt nie pisze. Na przykład „Chance” albo „Good Behavior”.
Człowieku, to nie jest serial HBO, to produkcja Fx i BBC