24: Jeszcze jeden dzień – Jack is back!
W pierwszej serii młoda terrorystka bez mrugnięcia okiem wysadzała w powietrze pełen ludzi samolot. W kolejnych wybuchały podmiejskie pociągi, terroryści planowali zdetonować w Los Angeles bombę atomową, a następnie rozpętać wojnę USA z krajami Bliskiego Wschodu. Los Angeles zagrażał śmiercionośny wirus, całym Stanom – sowieckie miniaturowe walizkowe bomby atomowe, aktualnie w rękach arabskich terrorystów.
Jedna grupa terrorystów zdobywała nuklearne pręty paliwowe, z których mogła zbudować brudną bombę i zniszczyć Manhattan, inna pozyskiwała urządzenie pozwalające na ominięcie rządowych firewalli i przejęcie kontroli nad wszystkimi ważniejszymi systemami Stanów Zjednoczonych, od kontroli lotów po sieć energetyczną. Zwyczajowo też zagrożeni byli kolejni prezydenci USA. W najnowszej serii, która dzieje się cztery lata po wydarzeniach z finału poprzedniej, grupa kierowana przez wdowę po arabskim terroryście wykorzystuje sprzedajnego amerykańskiego hakera do przejęcia kontroli nad amerykańskimi dronami operującymi w Afganistanie. Zagrożone są siły NATO w Afganistanie, sojusz amerykańsko-brytyjski i – bezpośrednio – przebywający w Londynie prezydent USA James Heller.
Na szczęście Jack Bauer czuwa. Od pierwszej serii przeszedł długą drogę. Ocalając świat, stracił żonę, potem musiał zostawić ukochaną, zginęła większość jego współpracowników (część z nich zresztą wcześniej przeszła na stronę wroga), był więziony w chińskim więzieniu. Odpoczywał, m.in. pracując na platformie wiertniczej na pustyni Mojave i pomagając uciskanym w afrykańskim Sangali. Miał przeciw sobie nie tylko terrorystów, ale też agentów CIA i administrację państwową, nie zawsze akceptującą jego system wartości, stawiający efektywność przed etyką czy prawem.
W pierwszym odcinku nowej serii, zatytułowanej „24: Jeszcze jeden dzień”, Jack ma status terrorysty i psychopaty, ściganego przez własny rząd i żyjącego jak jego niedawni wrogowie, w ukryciu. Kiefer Sutherland gra człowieka martwego wewnętrznie i zewnętrznie, co się objawia m.in. brakiem mimiki oraz brawurą spod znaku scen jak ta, w której wkracza do londyńskiej bazy jakiejś wschodniej mafii narkotykowej i celując w jednego z jej przedstawicieli, z kamienną twarzą wygłasza przemowę: „Chcę pójść z wami na układ. Za wasze życie. Uważacie się za całkiem groźną grupę. Pewnie sądzicie, że nie mam szans. Zapewniam was, że jesteście w błędzie. Oddajcie mi Dereka Yatesa, a wyjdziecie z tego bez szwanku. Sugeruję skorzystać z oferty”. To dzięki takim scenom serial doczekał się zarówno najważniejszych nagród, fanklubów, jak i parodii w „South Parku” i „Simpsonach”.
Siłą nowej serii jest to samo, co decydowało o powodzeniu poprzednich: dramaturgia i napięcie. W pierwszym sezonie, który wyznaczył poziom dla całego serialu, Jack jednocześnie tropił terrorystów planujących zamach na pierwszego czarnoskórego kandydata na prezydenta z szansami na zwycięstwo (był 2001 r.), szukał zdrajców we własnych szeregach i ratował swoją porwaną nastoletnią córkę.
Akcja nowej serii skondensowana jest do 12 odcinków i już nie pędzi, ale gna. Powraca motyw dzielonego ekranu, gdzie na sąsiadujących klatkach oglądamy wydarzenia dziejące się symultanicznie w kilku miejscach: w obozie terrorystów, w siedzibie CIA, w bazie administracji amerykańskiej w Londynie, w podziemnej siedzibie organizacji hakerskiej w typie WikiLeaks.
Nie przeszkadza schematyczność postaci (z Jackiem na czele) czy zapożyczenia (główna oponentka, a w przyszłości pewnie sprzymierzeniec Jacka, inteligentna, niebojąca się ryzyka i mocno neurotyczna Kate Morgan w wykonaniu Yvonne Strahovski nawet z urody mocno przypomina Carrie Mathison z „Homelandu”). Ważne, że zegar znów tyka.
Polska premiera: Fox, 10 maja, godz. 22.00. Tym, którym umknęły poprzednie 192 odcinki, polecamy wydanie DVD.