„Star Trek: Discovery” w 2. sezonie zmieniło się na lepsze
Alex Kurtzman jest już trzecim showrunnerem, który na przestrzeni ledwie dwóch sezonów objął wodze serialu „Discovery”. Po pierwszych odcinkach nowej serii można wnioskować, że jego podejście to więcej „starego” „Star Treka” w „nowym” „Star Treku”. Efekt to zwyżka jakości.
Gdzieś między pierwszym a drugim sezonem wyparował mroczniejszy, wojenny ton „Discovery”. Federacja zawarła pokój z Klingonami, co momentalnie przełożyło się na nastrój wśród załogi tytułowego statku. Wraz z wejściem na pokład kapitana Christophera Pike’a powrócił nie tylko humor, ale przede wszystkim temat odkrywania nieznanego – czyli tego, co legło u podstaw „Star Treka”, a na czego brak w nowych odsłonach kosmicznej franczyzy narzekali widzowie.
Choć nowy serial CBS był sukcesem (czego dowodem starty kolejnych produkcji w tym uniwersum), budził sporo kontrowersji. U ich podstaw legło natomiast uwspółcześnianie przekazu, a więc wspomniana zmiana tonu na bardziej dramatyczną i pesymistyczną (niczym w nowych kinowych „Star Trekach”) oraz ewidentnie większy budżet na efekty specjalne, wykorzystywany przede wszystkim w niezwykle widowiskowych scenach akcji. Idąc też z duchem czasu, CBS stawiało na dłuższe łuki narracyjne zamiast klasycznych samodzielnych epizodów.Drugi sezon to pod tym względem powrót do korzeni – znów mamy wątek przewodni, jakim są rozsiane po galaktyce tajemnicze sygnały, których tropem rusza Discovery, w ramach tej opowieści znajduje się jednak i miejsce na małe, jednoodcinkowe fabuły. Przykładem drugi epizod tej serii, reżyserowany przez Jonathana Frakesa (aktor w „Star Trek: Następne pokolenie”), bardzo w duchu „The Original Series” z Williamem Shatnerem i Leonardem Nimoyem.Największym atutem odmienionego „Discovery” okazuje się Anson Mount jako Christopher Pike, który zepchnął nieco w cień dotychczasową główną bohaterkę Michael Burnham, a który swoją charyzmą z miejsca wzbudza sympatię. Jego otwartość i gotowość do żartów są dobrą przeciwwagą dla z założenia wycofanej Burnham, która może i nie jest Wolkaninką, ale została wychowana przez ten słynący z emocjonalnej powściągliwości lud.
W sumie okazuje się więc, że kluczem do nakręcenia „Star Treka” na miarę XXI w. było… nakręcenie „Star Treka” tak, jak robiło się to od dekad.
W Polsce „Star Trek: Discovery” oglądać można w serwisie Netflix.
Komentarze
Zdecydowanie, w drugim sezonie jest znacznie więcej treka w treku. Nie wiem jak młode pokolenie, ale ja, stary trekker, jestem bardzo zadowolona. Świetnie wyważone proporcje między tradycją a nowoczesnością.
A kapitan Pike – miodzio! Bo „Star Trek” bez porządnego kapitana to jak sernik bez sera.