Seriale wracają! – dwa słowa o „Sleepy Hollow”, „Grey’s Anatomy” i innych
Wrzesień już za nami, a to oznacza, że na antenę stacji telewizyjnych wróciły dziesiątki popularnych seriali. Seryjni poświęcili części z nich osobne wpisy, ale wciąż głowy mamy pełne uwag po premierowych odcinkach. Dlatego dziś – jeden wpis i kilka uwag dotyczących pierwszych odcinków kilku z dziesiątków oglądanych przez nas seriali (na start produkcje, które raczej nie mogą liczyć na osobne notki). (Uwaga: są spojlery)
„Sleepy Hollow”
„Sleepy Hollow” to typowe guilty pleasure. Serial nie ma zbyt wiele sensu, ale główne postacie są sympatyczne, całość pięknie niedorzeczna. I ogląda się ją znakomicie. Finał poprzedniego sezonu był dramatyczny – Ichabod pogrzebany żywcem, Abbie pozostawiona w czyśćcu, Katherina porwana przez jeźdźca bez głowy. Początek drugiego sezonu jest intrygujący – wydaje się, że do opisywanych wydarzeń minął już rok.
Szybko okazuje się jednak, że to tylko złudzenie, tak naprawdę od końca poprzedniego odcinka minęło zaledwie kilka minut. To ciekawy zabieg, który jednak nie spowalnia akcji – wręcz przeciwnie, wydarzenia postępują bardzo szybko, bo i nie ma powodu, by się guzdrać, kiedy Abbie należałoby uwolniona z czyśćca.
Na całe szczęście w „Sleepy Hollow” znajdą się sposoby, by kogoś wyciągnąć z zaświatów. Pierwszy odcinek nowego sezonu na razie nastraja optymistycznie. Jest w nim to, co fani serialu lubią najbardziej – spora dawka poczucia humoru (oj, nie lubi Ichabod Jeffersona, nie lubi), postacie, którym kibicujemy, i przyjaźń między Ichabodem a Abbie, która stanowi od pierwszych odcinków trzon serialu.
Jednocześnie twórcy sugerują nam delikatnie, co może być motywem przewodnim nowego sezonu – przede wszystkim starania o wydostanie Katriny z rąk Jeźdźca, walka z synem Ichaboda czy w końcu jeszcze więcej nawiązań do przeszłości naszego głównego bohatera. Nic nie zapowiada, by serial w drugim sezonie miał się stać choć odrobinę bardziej sensowny, ale przecież nie dla sensu się go ogląda.
„Grey’s Anatomy”
Niełatwo wrócić z jedenastym sezonem serialu, zwłaszcza po tym, jak z obsady odeszła aktorka grająca jedną z najpopularniejszych postaci. Twórcy „Grey’s Anatomy” decydują się zacząć tam, gdzie skończyli. Życie w szpitalu toczy się dalej, zawieszone gdzieś pomiędzy telenowelą a dramatem medycznym. Meredith i Derek, którzy pokłócili się na końcu poprzedniego sezonu, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie o to, czy chcą być małżeństwem przedzielonym przez kontynent. Meredith jest skłonna stwierdzić, że da się tak żyć, z kolei Derek woli porzucić intratną propozycję, byleby jednak być z rodziną.
Co ciekawe, to wcale nie rozwiązuje problemu, i choć Shonda Rhimes zapewniała, że ta para będzie żyła długo i szczęśliwie, to jak na razie więcej tu sporów i pretensji niż zapowiedzi happy endu. Meredith nie radzi sobie też zbyt dobrze z odejściem Cristiny – nie dogaduje się z nową kardiolożką (jeszcze nie wie, że to najprawdopodobniej jej siostra) i zdecydowanie zbliża się do Aleksa – ostatniego przyjaciela ze starej ekipy, która razem zaczynała staż.
Alex ma jednak własne kłopoty, bo jego miejsce w radzie nadzorczej szpitala nie jest takie pewne. Do tego dochodzi Callie i Arizona, zastanawiające się nad surogatką, która mogłaby urodzić im drugie dziecko.
Wątków jest sporo w tym pierwszym odcinku, poznajemy nowe postacie (m.in. lekarkę graną przez Gennę Davies), ale emocji niewiele. Wydaje się, że o ile scenarzyści mają sporo pomysłów, jak skomplikować życie osobiste naszych bohaterów, o tyle gdzieś tam zgubiła im się medycyna. Oba przypadki – jeden dramatyczny, a drugi nieco komediowy – są w istocie jedynie dalekim tłem problemów emocjonalnych naszych bohaterów. Ci zaś przeżyli przez te 11 sezonów tak dużo, że trudno nas już czymś poruszyć. I tak ogląda się ten odcinek nawet przyjemnie, ale widać, że serial powoli powinien zmierzać ku końcowi, jeśli chce w pamięci widzów pozostać jako udana produkcja.
„New Girl”
Ten serial strasznie dzieli widzów – niektórzy go uwielbiają, innych strasznie denerwuje główna bohaterka. Ja należę do tej pierwszej kategorii i nie mogłam się doczekać pierwszych odcinków czwartego sezonu. Mimo że końcówka poprzedniej serii zapowiadała zmiany (Jess nie była zadowolona, że po rozstaniu z Nickiem dzieli z nim mieszkanie), to jednak nowy sezon pokazuje, że wszystko zostało po staremu.
Jess i Nick mimo rozstania doskonale dogadują się jako przyjaciele i nie zapowiada się, by ktokolwiek chciał się wyprowadzić ze wspólnego mieszkania. Jedyna nowość to wzmożone wysiłki Jess, by znaleźć wielką miłość. Jak na razie idzie jej średnio, bo nigdy nie była mistrzynią randkowania.
Poza tym dzieje się niewiele. Winston szkoli się na policjanta, CeCe szuka odpowiedzi na pytanie, co robić z życiem po zakończeniu kariery modelki. Czyli jak zwykle w „New Girl” – jest sympatycznie, ciepło i bezproblemowo.
„Mindy Project”
Jeśli w „New Girl” nic się nie zmieniło, to w „Mindy Project” mamy do czynienia niemal z trzęsieniem ziemi. Po dwóch sezonach Mindy związała się w końcu z Dannym, co oznacza dla niej zupełnie nowe wyzwania. Jak na razie widzimy, że dwie zupełnie różne osoby próbują się dogadać. Czy się uda?
Wygląda na to, że scenarzyści są zdeterminowani, by pokazać nam, że Mindy i Danny mimo różnic są dla siebie stworzeni. Nawet jeśli Mindy zbyt chętnie dzieli się z kolegami z pracy szczegółami swojego nowego związku, a matka Dannego nie przepada za jego nową dziewczyną. Szkoda tylko, że podobnie jak w poprzednich sezonach element romantyczny i komediowy zupełnie przyćmiewa fakt, że Mindy poza byciem roztrzepaną i gadatliwą dziewczyną jest też lekarką.
Oczywiście „Mindy Project” to nie serial medyczny, ale przydałoby się od czasu do czasu wrzucić do odcinka przynajmniej wspomnienie o karierze zawodowej – w pierwszym sezonie część scen rozgrywała się w szpitalu – to był dobry pomysł, by przypomnieć, że niezależnie od swojego roztrzepania bohaterka jest całkiem kompetentnym specjalistą. „Mindy Project” to jeden z tych seriali, które ogląda się trochę z rozpędu – obejrzało się kilka odcinków i zanim się człowiek obejrzy, siedzi i zastanawia się, jaki będzie ten trzeci sezon.
Na razie wydaje się, że jeśli szybko nie pojawi się na horyzoncie coś, co mogłoby zburzyć szczęście Dannego i Mindy, to może być nudnawo.
Poza tym fani „Castle” siedzą i zastanawiają się, czy podobał im się pierwszy odcinek siódmego sezonu (jeszcze nie widziałam, ale z tego, co czytałam, ten brak przekonania co do rozwiązań scenariuszowych nie jest nieuzasadniony), fani „Bones” starają się wyjść z szoku (porzuciłam ten serial kilka lat temu, ale gdy usłyszałam, co się stało na początku sezonu 10., było mi naprawdę przykro), zaś wielbiciele „Once Upone a Time” cieszą się obecnością postaci z „Frozen” w swoim ukochanym serialu.
A Was coś zaskoczyło w otwarciu ulubionych seriali? A może zasmuciło lub zachwyciło? Jak wiadomo, wrzesień i październik to ciężki czas dla wielbiciela seriali…
Komentarze
Ja po ostatnich scenach Bones siedziałam z otwartą buzią i nie mogłam uwierzyć w to co zrobili z tą postacią 🙁 było mi tak strasznie przykro… kolejny też zapowiada się przygnębiająco.
Co do Sleepy Hollow popieram – tego serialu nie oglądu się dla sensu tylko dla postaci 😀 dialogi pomiędzy Abbie i Ichabodem są urocze ^^
Chyba wszyscy zgadzają się z tym, że Grey’s Anatomy powinno się skończyć po tym sezonie,ale z drugiej strony to samo było po Gossip Girl i HIMYM. Niby się powinno skończyć,ale jak już się kończy to człowiekowi smutno 😛
New girl <3
A może tak jakieś ostrzeżenie że tu Spojlerowanie jest .
Hej, Zwierzu, a nie powinien być Franklin zamiast Jeffersona?
A mnie podoba sie „Outlander”.
Jak byk jest napisane że są spoilery w pierwszym akapicie – pogrubione.