„Glitch”: gdy ludzie wstają z grobów

Australijski serial „Glitch” zalicza mocne otwarcie, w którym sześć osób powstaje z martwych. W kolejnych odcinkach widzowie, wraz z miejscowym policjantem i panią doktor, będą starali się zrozumieć, co się właściwie stało i dlaczego zmarli nagle wrócili do świata żywych.

Pilot tej produkcji korzysta ze sprawdzonego mechanizmu: najpierw zaprezentować jakieś niezwykłe, niewytłumaczalne wydarzenie, a następnie kazać protagonistom w kolejnych odcinkach niemalże po omacku błądzić w poszukiwaniu odpowiedzi. Bo też kto może wiedzieć, dlaczego sześć osób ot tak nagle stało się na powrót żywymi ludźmi i wygrzebało się ze swoich grobów na cmentarzu w miasteczku Yoorana?

Jedna z powstałych z martwych kobiet to żona wspomnianego policjanta, Jamesa Hayesa, zmarła przed dwoma laty na raka, a jeden z mężczyzn okazuje się żyjącym przed ponad wiekiem pierwszym burmistrzem tego miasta. Co ich łączy? Chyba nic. Co ich ożywiło? Raczej nieprędko się dowiemy.

I pytanie, czy dotrwamy do tej odpowiedzi, bo serial, choć ma zalety, na dłuższą metę jednak nuży i irytuje. Początek się świetny, to trzeba podkreślić, bo pomysł na zmartwychwstałych, choć prosty, robi swoje i widz musi być zaintrygowany. Dobre wrażenie mija jednak stopniowo, najpierw gdy przekonujemy się, że wcielający się w głównego bohatera Patrick Brammall kunsztem aktorskim nas raczej nie będzie zachwycał, później zaś, gdy z każdą kolejną minutą spędzoną z ożywieńcami okazuje się, iż nie są to postacie jakoś szczególnie interesujące.

Po prawdzie przez pierwsze odcinki nasze ożywione trupy, z wyjątkiem żony głównego bohatera oraz niegdysiejszego burmistrza Yoorany, używane są raczej jako rekwizyty, a nie bohaterowie – przestawia ich się z miejsca na miejsce, ciągle o nich mówi, sami jednak robią niewiele, mówią niewiele, a jak już się odzywają, najczęściej powtarzają ciągle to samo.Trwające niecałą godzinę kolejne odcinki (w pierwszym sezonie jest ich sześć, druga seria jest w produkcji) ciągną się przez to niemiłosiernie, bo „Glitch” nie jest w stanie utrzymać poziomu napięcia z początku pilota, szybko więc widz po prostu obojętnieje na to, co się dzieje. Tym bardziej że bohaterowie zaczynają zachowywać się irytująco głupio, zwłaszcza James. Serialowi nie pomaga też fakt, że twórcy chyba oszczędzali na statystach, bo miasteczko Yoorana przez większość czasu jest praktycznie wymarłe, nieważne, czy to dzień, czy noc.

Potencjał „Glitch” miał, zabrakło jednak dobrego wykonania. Może wyszłoby lepiej, gdyby obsada spisała się lepiej? To by pomogło, chyba jednak najbardziej produkcji zaszkodził dalszy brak kreatywności po tym, jak już ktoś wpadł na pomysł ożywienia kilku losowych osób i uczynienia z tego zagadki.