Ostatnie krople krwi – 7 sezon True Blood czas zacząć

Czysta Krew to serial, który przeszedł bardzo ciekawą drogę. Kiedy się pojawił na antenie HBO, był dla wielu widzów antidotum na romantyczną wizję wampirów prezentowanych w powieściach młodzieżowych. Produkcja natychmiast zdobyła wiernych fanów i uznanie krytyków.

Wielu dopatrywało się w niewielkim miasteczku Bon Temps Ameryki w mikroskali wraz z jej problemami, różnorodnością i skomplikowaną historią. Sami twórcy podsuwali interpretację każącą szukać paraleli pomiędzy walką wampirów o równouprawnienie a zmaganiami środowisk LGBT we współczesnym świecie.

Serial był do tego krwawy, seksowny i doskonale napisany. Trzy pierwsze sezony budziły entuzjazm i przysporzyły sławy aktorom grającym główne role – zwłaszcza mało wcześniej znanemu w Stanach Aleksandrowi Skarsgårdowi. Jednak po odejściu od serialu głównego twórcy i scenarzysty, Alana Balla, poziom produkcji znacznie spadł, a ostatnie sezony spotkały się z krytyką nawet ze strony najbardziej zagorzałych fanów. Dlatego też informacja o tym, że rozpoczęty właśnie 7. sezon będzie ostatnim, została przyjęta ze zrozumieniem, a przez niektórych wielbicieli nawet z ulgą.

Nie ma bowiem nic gorszego od serialu, który trwa, choć powinien się skończyć. Wpis zawiera spoilery do 1 odcinka 7 sezonu, a tym samym może zawierać spoilery do poprzednich sezonów serialu.

Zgodnie z tradycją True Blood pierwszy odcinek siódmej serii zaczyna się kilka sekund po ostatniej scenie finału sezonu poprzedniego. Atak wygłodniałych wampirów na Bon Temps okazuje się tragiczny w skutkach. Przede wszystkim ginie Tara.

Jej śmierć, a właściwie reakcja pozostałych bohaterów na to wydarzenie, dobrze pokazuje drogę, jaką przeszła „Czysta Krew”. Dwa sezony temu zarówno bohaterowie, jak i widzowie byliby zdruzgotani odejściem tak ważnej i lubianej postaci. Tymczasem pod koniec serialu odejście Tary jest tylko jednym z licznych wydarzeń odcinka, nawet nie najbardziej dramatycznym.

Sookie jest nim poruszona nie mniej niż świadomością, że społeczność wini ją za zaistniałą sytuację. Nawet Lafayette – bądź co bądź kuzyn Tary – szczerze przyznaje, że nic nie czuje. Dziwi nieco reakcja Jansona – bardzo przecież z Tarą zżytego, który wydaje się bardziej zaaferowany swoim dziwnym związkiem z Violet niż śmiercią przyjaciółki.

Trudno się zresztą bohaterom dziwić, że nieco się na śmierć i żałobę uodpornili, biorąc pod uwagę to, co przeżyli w ostatnich sezonach. Z drugiej strony trzeba przyznać, że sami twórcy, zabijając Tarę poza ekranem, sprawili, że część widzów może się zastanawiać, czy bohaterka jednak nie wróci. Choć z trzeciej strony – skoro mamy już ostatni sezon serialu, to najwyższy czas pożegnać się z niektórymi bohaterami.

Wydaje się zresztą, że w tym sezonie najciekawsze dla widza będzie obserwowanie zupełnie nowego świata. Szczególnie ciekawe wydają się uwagi bohaterów o tym, że w nowej rzeczywistości małomiasteczkowa Ameryka musi sobie radzić sama.

W przypadku Bon Temps nie będzie to łatwe, bo siły policyjne miasta nigdy nie należały do największych i najsprawniejszych. Wizja porzuconej, niewielkiej miejscowości, która musi sobie radzić sama w obliczu powtarzających się ataków wampirów, jest zdecydowanie ciekawsza niż obecne w ostatnich sezonach tajne wampirze organizacje, mitologie i bogowie.

Jeśli istotnie trudny sojusz ludzi i „dobrych” wampirów w nowych czasach będzie przedmiotem siódmego sezonu, może się okazać że na sam koniec dostaniemy bardzo dobre odcinki. W końcu siłą „True Blood” zawsze była obserwacja małej społeczności – nawet wtedy, kiedy okazywało się, że zaludniają ją prawie wyłącznie istoty o nadprzyrodzonych zdolnościach.
Dla wielu widzów pierwszy odcinek siódmego sezonu miał jednak jeden minus. To nieobecność Erica granego przez Aleksandra Skarsgårda. Kiedy ostatnim razem widzieliśmy jego bohatera, właśnie stanął w płomieniach, więc trudno się dziwić, że wielbiciele serialu są zaniepokojeni brakiem przystojnego wampira.

Nic jednak nie wskazuje na to, byśmy mieli Erica więcej w serialu nie zobaczyć – można raczej podejrzewać, że twórcy jeszcze przez kilka odcinków będą trzymać nas i Pam w niepewności. Zresztą może i dobrze, bo wątek błąkającej się po świecie Pam, która szuka swojego stwórcy, wypadł na tle odcinka chyba najciekawiej. Zwłaszcza scena gry w rosyjską ruletkę – chyba jedna z niewielu w odcinku, w której czuło się prawdziwe emocje.

Przy czym wszystkich poważnie zaniepokojonych należy chyba uspokoić – gdyby Aleksander Skarsgårda nie zdecydował się na udział w ostatnim sezonie „Czystej Krwi”, pewnie byśmy o tym usłyszeli nieco wcześniej, a na pewno nie pojawiałby się w materiałach promocyjnych. Pytanie więc powinno brzmieć: nie czy zobaczymy aktora, ale kiedy, no i jak będzie wyglądał.

Oczywiście, jak zwykle w przypadku „True Blood”, dostaliśmy w odcinku odpowiednią dawkę rozlanej krwi i seksu – choć wydawał się wrzucony do odcinka jedynie dla porządku i nie za bardzo pasował do reszty narracji.

Ale nie dostaliśmy wielkich emocji – jak już wspomniałam, śmierć Tary mało kogo w serialu poruszyła, podobnie jak mało kogo interesują jeszcze dylematy Sookie (scenarzyści nagle przypomnieli sobie o tym, dlaczego bohaterka niechętnie wiązała się z ludźmi, których myśli może czytać).

Wydaje się, że wszystko już widzieliśmy i będzie potrzeba zdecydowanie więcej niż kolejnych wampirzych ataków, by poruszyć widownię. Z drugiej jednak strony ten mało porywający odcinek pozbawiony jest tego, co najbardziej denerwowało w poprzednim sezonie – wampirowróżek, sekretnych stowarzyszeń czy pojawiających się niemal znikąd dawno zaginionych członków rodziny.

Podobnie jak wielu widzów, którzy zakochali się w serialu, oglądając jego pierwsze sezony, trzymam kciuki za to domknięcie serialu. Może się okazać, że na ostatniej prostej zrobi nam się żal, że już nigdy więcej nie zawitamy do Bon Temps.