„Mr. Robot” – solidny kandydat na najlepszy serial roku

maxresdefaultSerial produkcji USA Network o młodym hakerze już w odcinku pilotowym zrobił na widzach ogromne wrażenie. A dalej? Dalej było jeszcze lepiej. Oto największe zaskoczenie sezonu i jedna z najlepszych produkcji telewizyjnych ostatnich lat.

Żyjemy w złotych czasach seriali – powstają nie tylko na zamówienie stacji telewizyjnych, ale i platform internetowych, w obsadach największe gwiazdy, do małego ekranu ciągną najlepsi i najbardziej ambitni twórcy, a ponieważ nie gnębią ich ograniczenia wiekowe rodem z kin, widz cieszy się olbrzymią różnorodnością. Obok „Gry o tron” czy „Wikingów” oglądać możemy „Breaking Bad”, „Mad Men”, „Affair” czy „Galavanta”, a dyktat scenarzystów (a nie producentów i producentów gadżetów) wyraźnie rzutuje na jakość, która jest wyższa niż kiedykolwiek wcześniej.

Rok 2015, choć jeszcze się nie skończył, już można okrzyknąć wyjątkowo udanym. Dostaliśmy wybitnie cudownego i śmiesznego „Galavanta”, „Dolina Krzemowa” pokazała nowe, drapieżne i inteligentne oblicze komedii, „Daredevil” od Netflixa wprowadził nową jakość w serialach na podstawie komiksów, a „Jonathan Strange & Mr. Norrell” i „Humans” w małoekranowych opowieściach fantastycznych. Dzieje się tak dużo. Na czele listy największych pozytywnych zaskoczeń sezonu bezapelacyjnie plasuje się jednak „Mr. Robot”, czyli serial, na który nikt nie czekał i który zachwycił niemalże wszystkich.

Dużo superlatyw, wiem. Trudno jednak inaczej – oto produkcja niesamowicie odważna, wierząca w widza, ufająca, że scenariusz może być trudny, że historia diabelnie pokręcona (zwłaszcza w finale), przekaz wielowarstwowy, a bohater bardziej złożony niż jakikolwiek inny, którego możecie zobaczyć na dużym czy małym ekranie. „Mr. Robot” gra z widzem, dosłownie wciągając go w opowieść, nie pokazując jednak wszystkich faktów, przenosząc na nas zagubienie głównego bohatera.

Sama historia nie jest prosta – opiera się na schemacie haker vs. potężna korporacja, klimatycznie czerpie nieco z „Fight Clubu”, zwłaszcza jeżeli chodzi o ton narracji, ponurą atmosferę i krytykę konsumpcjonizmu. Główny bohater, Elliot, to wyalienowany, bardzo samotny młody człowiek, niezwykle uzdolniony w kwestii łamania zabezpieczeń, co czyni go niezwykle potężnym i niebezpiecznym – ufamy mu jednak, bo widzimy, że jest dobrym człowiekiem, że pomaga. Ale czy na pewno? „Robot” to dziwna opowieść, jak żaden inny serial gra formą, nie tylko zapętla różne punkty widzenia, intencjonalnie wprowadza fabularny chaos, ale do tego jeszcze eksperymentuje z różnymi technikami pokazywania niektórych scen, pracy kamery, montażu, zwłaszcza montażu dźwięku, w tym ścieżki dźwiękowej. Jakby twórcy za cel postawili sobie co chwila zaskakiwać widza.ddddI tak się dzieje – z każdym kolejnym odcinkiem sieć staje się coraz bardziej poplątana, w pewnym momencie widz po prostu się gubi i nie wie, w co wierzyć, „Robot” każe nam przewartościować nasze opinie o bohaterach, zwłaszcza o Elliocie. Pod tym względem przypomina nieco „Powers” i niejednoznaczność postaci granej przez Sharlto Coopleya, w „Robocie” robione jest to jednak subtelniej, przez co jest jeszcze bardziej tajemnicze.

Z takiego serialu trzeba się cieszyć. Żałować, że na chwilę obecną nic nie słychać o polskiej premierze, ale niemniej cieszyć, że takie produkcje powstają, że twórcy telewizyjni wierzą jeszcze w nieoczywiste i wymagające historie, że chcą eksperymentować i dawać szanse młodym, niezwykle zdolnym aktorom, który dopłacają się fenomenalną grą (Rami Malek to doskonały wybór obsadowy, nie sposób też nie cieszyć się z powrotu Christiana Slatera). „Mr. Robot”, na chwilę obecną, przyćmił nawet fenomenalnego „Daredevila” od Netflixa.