„Wielkie kłamstewka” – za kulisami pięknego życia

1280_big_little_lies_hboW HBO premierę miał właśnie miniserial „Wielkie kłamstewka”. Ta oparta na powieści Liane Moriarty produkcja rozgrywa się w teoretycznie spokojnym, nadmorskim miasteczku w Kalifornii, gdzie największym problemem lokalnej społeczności jest repertuar miejscowego teatru. Jak zwykle: w świecie pozornie idealnym pod przykrywką spokoju i luksusu dzieją się rzeczy niepokojące.

Twórcy nie zostawiają nam złudzeń. Od pierwszego odcinka wiemy, że wydarzyło się tu coś strasznego. Więcej: wiemy, że zdarzyło się to podczas imprezy szkolnej dla rodziców. Wszyscy są podejrzani, choć naszą uwagę ściągają przede wszystkim trzy bohaterki. Madeline – niesłychanie pewna siebie pani domu, Celeste – nieco eteryczna matka dwóch niesfornych bliźniaków, i Jane – młoda samotna matka, która skrywa jakąś tajemnicę.

Wszystkie trzy mają dzieci, które chodzą do tej samej szkoły i klasy. Choć wydaje się, że nasze bohaterki mają wszystko, czego im potrzeba, już w pierwszym odcinku dostrzegamy skazy na ich idealnych życiorysach. Madeline nie może pogodzić się z tym, że jej starsza córka coraz bardziej lubi swoją uduchowioną macochę. Celeste ma pozornie idealnego męża, który ją kocha i opiekuje się dziećmi, ale ukrywa też ciemniejszą stronę. A Jane prześladują wspomnienia z przeszłości i martwi się o syna, który już pierwszego dnia szkoły został oskarżony o znęcanie się nad innymi dziećmi.biglittleliesdinnerNarracja toczy się powoli i jest dość wierna książce. Zachowano nielinearny układ; śledztwo w sprawie wydarzeń z imprezy przeplata się ze wspomnieniami wydarzeń, które rozegrały się kilka miesięcy wcześniej.

Czytelnicy przywiązani do oryginału będą zadowoleni, że sporo dialogów zostało z książki przepisanych słowo w słowo. Zmiany, które wprowadzono, są niewielkie (przynajmniej na razie). Choć trudno powiedzieć, co będzie dalej (recenzja powstaje dopiero po pierwszym odcinku). Na razie jednak podobnie jak w książce twórcy filmu nie spieszą się, żeby opowiedzieć nam o wszystkim, powoli dodając kolejne szczegóły.f1b3b02dc2aae08e_rwHBO nie zawiodło (jak zwykle) pod względem obsady – w głównych rolach występują Reese Witherspoon, Nicole Kidman i Shailene Woodley. W rolach drugoplanowych pojawiają się Alexander Skarsgård, Laura Dern, Adam Scott czy Zoe Kravitz.

Nie brakuje więc aktorskich talentów. Po pierwszym odcinku można stwierdzić, że obsadzenie Witherspoon i Kidman było dobrym pomysłem. Obie odnajdują się w swoich rolach, zaś Kidman grająca nieco zahukaną wyciszoną żonę wypada na ekranie najciekawiej od lat.

Nieco większe zastrzeżenia można mieć wobec Shailene Woodley, która sprawia wrażenie trochę sztucznej i nieobecnej. Ale dajmy jej czas. Za reżyserię odpowiada Jean-Marc Vallee, autor takich filmów jak „Wild” czy „Dallas Buyers Club”. Filmowe doświadczenia reżysera widać już w pierwszym odcinku. Serial buduje nastrój niepokoju, sporo scen kręconych jest w zbliżeniach, kamera często wydaje się równie rozedrgana co bohaterki. Ciekawa jest też gra kolorami.39731c0400000578-0-image-m-13_1476689815909Zanosi się więc na to, że „Wielka kłamstewka” okaże się lekturą obowiązkową. Dobrze zagrane, dobrze napisane i intrygujące produkcje to od dłuższego czasu znak rozpoznawczy HBO. Dorzućmy do tego znane nazwiska i bestseller (scenariusz na podstawie książki napisał David E. Kelley), a otrzymamy przepis na artystyczny sukces.

„Wielkie kłamstewka” – nawet jeśli są produkcją obliczoną na sukces – wychodzą z tego obronną ręką. To serial wciągający, dobrze zagrany i przypominający, jak wciąż niewiele mamy produkcji, w których bohaterki nie są ani bardzo młode, ani starsze. Ta zróżnicowana kobieca perspektywa to jeden z największych plusów produkcji.

Można mieć tylko nadzieję, że w następnych odcinkach będzie równie dobrze. Ponoć ci, którzy widzieli całość, żałowali, że w świecie seriali nie przyznaje się Oscarów – aktorki nominacje miałyby w kieszeniach.