Emmy 2017 – wróżenie z nominacji

13 lipca poznaliśmy nominacje do 69. edycji nagród Emmy. „Serialowe Oscary” zostaną wręczone 17 września. To oznacza, że mamy jeszcze sporo czasu, by nadrobić wyróżnione tytuły, wyrobić sobie własne zdanie i trzymać kciuki za ulubieńców. Ale już teraz możemy pobawić się we wróżenie z serialowych fusów.

Tutaj znajdziecie wszystkie nominacje.

To może być bardzo ciekawy rok, bo w stawce brakuje „Gry o tron”. Powód jest prosty – siódmy sezon dopiero wszedł na małe ekrany. Zazwyczaj flagowy program HBO zgarniał masę nagród, niekiedy w kategoriach, w których nawet nie zasługiwał na nominację. Peter Dinklage i spółka na swoje wyróżnienia muszą poczekać rok. Ale HBO pewnie i tak zgarnie sporo statuetek, bo wystawiło bardzo mocną reprezentację.

Co najlepszego w serialach dramatycznych?

Rywalizacja zapowiada się pasjonująco. Nie wróżę sukcesu bardzo przeciętnemu piątemu sezonowi „House of Cards” (w jego miejsce spokojnie można było wrzucić „Affair” lub nawet „Tabu”), ale pozostała szóstka to zawodnicy w najwyższej formie.

Kto wygra? Bardzo chciałbym, aby podjęto odważną decyzję i nagrodę przyznano „Opowieści podręcznej” („Handmaid’s Tale”). Żaden inny serial w tym roku nie miał tak mocnego przekazu, trzymając przy tym niezwykle wysoki poziom artystyczny. Jeżeli tak by się stało, to Emmy powinna otrzymać też Elisabeth Moss za niezapomnianą rolę June/Offred. Amerykanie mogą jednak postawić na bardziej swojskie klimaty i nagrodzić nostalgiczne „Stranger Things” lub amerykańskie do szpiku kości „Tacy jesteśmy” („This Is Us”).Mniejsze szanse daję świetnym „Better Call Saul” i „The Crown”. Konkurencja jest po prostu za mocna. I wcale się nie zdziwię, jeśli wszystkich pogodzi nowa superprodukcja HBO, czyli „Westworld. Obawiam się przy tym, że sukces „Westworld” może pociągnąć za sobą wyróżnienie dla nestora Anthony’ego Hopkinsa, który po raz kolejny gra samego siebie (mniej więcej jak Kevin Spacey w „House of Cards”, tylko sto razy bardziej). Znacznie ciekawsze i bardziej poruszające kreacje stworzyli Sterling K. Brown i Milo Ventimiglia w „Tacy jesteśmy”.

A wygrać powinien Bob Odenkirk za Saula Goodmana z „Better Call Saul”. Byłoby wspaniale, gdyby statuetkę do kompletu zgarnął Jonathan Banks za rolę Mike’a. Ci aktorzy błyszczeli jeszcze w złotych czasach „Breaking Bad”, a teraz pozwolono im szaleć na własny rachunek. O ile jeszcze Odenkirk ma cień nadziei, o tyle Banksowi będzie ciężko, bo rywali ma z najwyższej półki.

Czy mimo tego ma szansę? Michael Kelly trafił na słabszy sezon „House of Cards”, a Mandy Patinkin miał mniej do powiedzenia w walce szpiegów w „Homeland”. Są też Jeffrey Wright za „Westworld” i David Harbour za „Stranger Things”. Solidne występy, ale nie tworzące historii telewizji.

W grze pozostają więc Ron Cephas Jones za Willa Hilla z „This Is Us” oraz John Lightgow za Winstona Churchilla z „The Crown”. Gdybym miał funta na zbyciu, postawiłbym na tego drugiego, równocześnie stawiając dolara na tego pierwszego. Obaj zrobili to, czego wymaga się od odtwórcy postaci z drugiego planu i stworzyli wyraziste, doskonale zagrane postaci. Do tego dołożyli błysk geniuszu, który odróżnia rzemieślników od mistrzów.Najlepsi i najlepsze w najlepszych serialach limitowanych

To właśnie krótkie, zamknięte sezony od paru lat są najlepszym dowodem na rozwój branży serialowej. Telewizja przyciąga gwiazdy, a w ślad za nimi – choć z większym oporem – idą reżyserzy. Formuła krótkiego serialu pozwala wykazać się artystom, wejść głęboko w rolę, ukazać nawet najbardziej złożoną postać.

Reese Witherspoon, Nicole Kidman, Jessica Lange, Susan Sarandon, Ewan McGregor, Goeffrey Rush, Benedict Cumberbatch, John Torturo, Robert De Niro. Oto dziewięć z dwunastu nominacji za role pierwszoplanowe. Ich nazwiska nie budziłyby najmniejszego zdziwienia podczas oscarowej gali. Stawkę uzupełniają serialowa gwiazda Felicity Huffman oraz dwójka aktorów, których kariery wyraźnie nabierają tempa – Riz Ahmed i Carrie Coon.Jeżeli dodamy do tego aktorów i aktorki nominowane za role drugoplanowe (w tym takie gwiazdy jak Laura Dern, Alfred Molina czy Michael K. Williams, to mamy do czynienia z prawdziwą Bitwą Trzech Armii. O cztery statuetki rywalizuje aż 15 gwiazd występujących w „Wielkich kłamstewkach” („Big Little Lies”), „Komflikcie: Bette i Joan” („FEUD: Bette and Joan”) i „Długiej Nocy” („The Night Of”).

Rok temu Ryan Murphy rozbił bank doskonałą American „Crime Story: Sprawą O.J. Simpsona”. „FEUD” to ostatni z wielkich kandydatów, których jeszcze nie widziałem do samego końca, ale już sam pilot zapowiada niezapomnianą przygodę. „Wielkie kłamstewka” są jednym z najlepszych seriali wyprodukowanych przez HBO. FEUD to zupełnie inny gatunek serialu, ale też nastawionego na aktorki, relacje między postaciami, głębokie wejście w motywacje i emocje.Kto wygra? Wśród kobiet w ciemno stawiam mimo wszystko na Nicole Kidman za przejmującą rolę ofiary przemocy domowej. Być może zwycięży też Shailene Woodley. Jej rola w „Wielkich kłamstewkach” bynajmniej nie jest drugoplanowa, ale przez taki podział nominacji Woodley nie weszła w drogę Kidman.

Faworytów do nagrody za drugoplanową rolę męską może pogodzić David Thewlis, wcielający się w odpychającego Vargę („Fargo”). Ale aktorzy z trzech wielkich hitów zapewne tanio skóry nie sprzedadzą.

Najtrudniej ocenić mi szanse najlepszych aktorów w serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym. John Torturo i Riz Ahmed stworzyli wspaniały duet w „Długiej nocy”, a Ewan McGregor podobną parę stworzył sam ze sobą w „Fargo”. Nazwiska Cumberbatcha, Rusha i De Niro każą mi jednak zachować ostrożność w ferowaniu wyroków.Scenarzyści i reżyserzy

Oscary w tych kategoriach (zwłaszcza za reżyserię) to jedne z najbardziej prestiżowych wyróżnień Akademii. Tymczasem w przypadku Emmy, być może ze względu na zespołowy charakter pracy nad serialami i rolę showrunnerów, schodzą na drugi plan. Niesłusznie, bo wiele pojedynczych odcinków to prawdziwe filmowe perełki.

Zazwyczaj nominowane są piloty lub finały sezonów – w tych epizodach najłatwiej zaskoczyć czymś nowym lub efektownie zamknąć historię. Wśród seriali dramatycznych rywalizują m.in. wstęp do przerażającej „Opowieści podręcznej” (Bruce Miller), wciągający w fantastyczny świat pilot „Stranger Things” (Bracia Duffer) i finał „Westworld” z zaskakującym zwrotem akcji (Lisa Joy, Jonathan Nolan). Nie brakuje też niezapomnianych epizodów, które zdefiniowały całe sezony – jak „Chicanery” z „Better Call Saul” (Gordon Smith) i „Assassins” z „The Crown” (Peter Morgan).

Spróbujcie przypomnieć sobie, o czym opowiadały te wszystkie odcinki. Jeśli powiecie „a, to ten o tym, jak Saul załatwił swojego brata w sądzie” albo „to ten, w którym malowany jest portret Churchilla”, to znak, że historie zapadły w pamięć. Najchętniej widziałbym zwycięstwo Gordona Smitha lub Petera Morgana, ale nie zdziwi mnie triumf kogokolwiek z reszty nominowanych.Same mocne nazwiska walczą wśród seriali limitowanych. Aż za dwa odcinki nominowano Ryana Murphy’ego („FEUD”), nie zabrakło też Noaha Hawleya za „Fargo”. Fanów fantastyki na pewno ucieszy dostrzeżenie Charliego Brookera i epizodu San „Junipero” z niezbyt udanego sezonu „Black Mirror”. Ale zwycięży zapewne David E. Kelley za „Wielkie kłamstewka”, czyli jeden, rozbity na kilka epizodów-aktów dramat telewizyjny, który bez problemu obroniłby się na scenie teatru.

Premię za spójność i ścisłą współpracę przy każdym odcinku może również otrzymać Jean-Marc Vallée, reżyser „Kłamstewek”. Podjął się trudnego zadania poprowadzenia czterech wybitnych aktorek i wyszedł z tej próby zwycięsko. Pytanie brzmi zatem, kto zrobił to lepiej – on czy Ryan Murphy, który reżyserował starcie Jessiki Lange i Susan Sarandon. Pasjonująca rywalizacja, w której tle warto zauważyć obecność za kamerą przy pilocie „Geniusza” nagrodzonego Oscarem Rona Howarda.

Wśród reżyserów seriali dramatycznych stawiam na Jonathana Nolana za finał „Westworld”. To idealny kandydat do tej nagrody – pełen rozmachu odcinek drogiego serialu, z mocnym zamknięciem i niebanalnym zwrotem akcji. Nominowany jest też weteran Vince Gilligan, ale za taki epizod „Better Call Saul” („Witness”), który nie należy do jego największych osiągnięć. Geeków ucieszy nominacja dla pilota „Stranger Things” w reżyserii Dufferów, a wagę fenomenu „Opowieści podręcznej” ugruntowują aż dwie nominacje dla Reed Morano i Kate Dennis.

Wilki syte, owce całe, ale zapewne wygra Nolan.Kogo najbardziej brakuje?

Jestem ogromnie zdziwiony niemal całkowitym pominięciem „Pozostawionych” („Leftovers”). Gdzieś tam przewija się nominacja za gościnny występ dla Ann Dowd, ale w głównych kategoriach ani śladu po serialu Damona Lindelofa. Przynajmniej Carrie Coon zasługiwała na nominację za główną rolę kobiecą (otrzymała za zdecydowanie mniej efektowny występ w „Fargo”).

Wielu serialożercom może też brakować „Trzynastu powodów” („13 Reasons Why”). To produkcja, która narobiła sporo szumu, sprowokowała gorącą dyskusję i jeszcze namiesza w przyszłości. Może i na nagrody musi poczekać.

Emmy to nagrody „popularne”, mniejsze szanse mają tutaj produkcje niszowe lub trudne do zaszufladkowania, zwłaszcza jeśli nie są wspierane przez wielkie stacje. Sam bardzo chętnie widziałbym wśród nagrodzonych chociażby twórców i obsadę z „The Affair”. Ogromnie brakuje mi też Paolo Sorrentino i „Młodego papieża”. To był jeden z najbardziej autorskich, oryginalnych seriali minionego sezonu, porównywalny z „The Knick” Stevena Soderbergha.

Może krytycy docenią te produkcje w swoich plebiscytach?A co z komediami?

Bez bicia przyznaję, że na tym polu mam same zaległości i bliskie zeru postanowienie poprawy. Wiele ciepłych słów padało w ostatnich miesiącach pod adresem „Atlanty” i „Veep”. Są też starzy dobrzy znajomi, czyli „Modern Family” i „Sillicon Valley”. Ja – całkowicie w ciemno – stawiam na „Master of None”. I jest to jedyny serial komediowy, który za sprawą wielu polecanek mam zamiar obejrzeć.

Jest czas. Do 17 września.