„Wataha 2” – uchodźcy w Bieszczadach

Drugi sezon kręconej w Bieszczadach „Watahy” różni od pierwszego klimat. Aura w sensie pogody i w sensie polityki, także w wersji geo.

Kontekstem dla sensacyjnej akcji jest przebiegająca przez polskie góry granica Unii Europejskiej, niedzielna premiera serialu HBO odbywa się jednocześnie w 19 europejskich krajach.

Pierwszy, pokazany w 2014 roku sezon nie był wielkim wydarzeniem. HBO to synonim telewizji z najwyższej półki, oczekiwania też więc były z wyższej półki, a efekt niestety co najwyżej ze średniej. W oczy kłuł przede wszystkim pełen dziur i absurdów scenariusz.

Na planie nowej serii Artur Kowalewski, producent z ramienia ATM Grupa, tłumaczył, że produkcja była pionierska, to pierwszy rodzimy serial HBO kręcony według oryginalnego, polskiego scenariusza, a nie przeróbka zagranicznej produkcji, jak „Bez tajemnic” czy „Pakt”. Twórcy z różnych środowisk – HBO, TVN i ATM Grupy – w warszawskich biurach i na bieszczadzkich połoninach metodą prób i błędów wykuwali estetykę polskiego HBO.

W drugim sezonie – obiecywał – wyciągnęli lekcję z popełnionych wtedy błędów. Dwa pierwsze odcinki wydają się potwierdzać słowa producenta. Akcja jest szybsza, wciągająca, bohaterowie ciekawiej zarysowanymi (fakt, że już ich znamy, więc można było sobie darować ekspozycję i pójść głębiej, co też scenarzyści zrobili), na pierwszy plan wysuwa się kobieta – znana z pierwszej serii prokurator Iga Dobosz – Bieszczady wyglądają mniej folderowo.Wagę drugiemu sezonowi nadaje jednak przede wszystkim kontekst polityczny i społeczny ostatnich miesięcy. Wzmożona migracja do Unii Europejskiej, tragedia rzesz uchodźców, przemyt ludzi w koszmarnych, nieludzkich warunkach, reakcje krajów UE, zmieniające się nastroje społeczne wobec uchodźców / migrantów / islamistów / terrorystów – w mediach oficjalnych i społecznościowych hasła migracja i granica biły rekordy użycia.

Echa tych wydarzeń i przekazów brzmią w serialu, czyniąc go jedną z pierwszych polskich produkcji telewizyjnych podejmujących prawdziwe współczesną, ponadlokalną, nomen omen transgraniczną tematykę.

Nowy, sześcioodcinkowy sezon zaczyna się cztery lata po finale pierwszego. Od makabrycznego odkrycia: w jednym z pieców do wypalania węgla drzewnego w Bieszczadach znalezione zostają ciała ponad 20 osób przemyconych do Polski.

To zmusza prokurator Igę Dobosz (Aleksandra Popławska) do powrotu w Bieszczady. Nie jest tym zachwycona, bo w pamięci wciąż ma smak porażki sprzed czterech lat – nie udało jej się wyjaśnić sprawy wybuchu, w którym zginęła większość tutejszych strażników granicznych. Jedyny, który przeżył, Wiktor Rebrow (Leszek Lichota), ukrywa się głęboko w lesie.Nowa sprawa może się łączyć ze starą, a w Bieszczadach robi się tłoczno. Kwitnie przemyt ludzi, w chacie Rebrowa schronienia szuka uciekinierka z Ukrainy Alsu (Anna Donchenko) z chorym synkiem i tajemnicami, w dolinach rosną antyimigranckie nastroje, własne śledztwa prowadzą prokuratura, pogranicznicy pod wodzą komendanta Markowskiego (Andrzej Zieliński), Rebrow, a także badająca wątek terrorystyczny ABW (Grzegorz Damięcki).Do gry wracają starzy znajomi, część akcji ma się dziać na Ukrainie, spada śnieg i robi się naprawdę zimno.Jeśli tylko twórcy potrafili tym razem powstrzymać się od ubogacania obrazu „bieszczadzką magicznością” w postaci białych wilków, szamanów, ziołowych, tajemniczych naparów (oraz jakże męskiego picia bimbru ze słoików) – może być naprawdę dobrze.