„Babylon Berlin” – kryminał z Berlinem lat 30. XX wieku w roli głównej

Reklamowany jako najdroższa telewizyjna produkcja w historii Niemiec – 16 dotychczasowych odcinków kosztowało 38 mln euro, kolejne powstają – „Babylon Berlin” uwodzi obrazem międzywojennej stolicy Niemiec. I daje do myślenia. Zwłaszcza po oenerowskokibolskim przemarszu przez Warszawę w święto polskiej niepodległości, z faszystowskimi hasłami na ustach i transparentach.

Serial autorstwa Toma Tykwera, Hendrika Handloegtena i Achima von Borries, sprzedany już do 60 krajów (u nas pokazuje go HBO i HBOGO), powstał na podstawie bestsellerowej i chwalonej także za zgodność z faktami serii kryminałów Volkera Kutschera. Zaczyna się w roku 1929, gdy, przynajmniej w lewicującym i hedonistycznym Berlinie, niejakim Adolfem Hitlerem nikt sobie głowy nie zawracał. Cykl ma zamknąć (ostatnie tomy powstają) obraz pogromu żydowskiego w nazistowskich Niemczech w 1938 roku, który przeszedł do historii pod nazwą Nocy Kryształowej.Pierwszy sezon rozgrywa się w 1929 roku. Berlin mocno odczuwa skutki klęski I wojny światowej. Panuje kryzys ekonomiczny, wysokie bezrobocie zmusza ludzi do podejmowania zajęć nierzadko na granicy legalności i przyzwoitości. Byli żołnierze przywieźli z frontów traumy. Jedni lekarstwa na nie szukają w hipnozie, inni w morfinie. Ludzie koszmar wojny odreagowują w perwersjach, nocą Republika Weimarska schodzi do podziemi, bawi się, jakby świat znów w każdej chwili mógł się skończyć.

Miasto, jego zakamarki i tajemnice odkrywamy wraz z komisarzem Gereonem Rathem (Volker Bruch) z policji w Kolonii. Przybył do Belina i dołączył do tutejszej komendy głównej z tajną misją odnalezienia i zniszczenia filmu, którym ktoś szantażuje jednego z prominentnych polityków z jego rodzinnego, spokojnego zdawałoby się miasta. Dodajmy, że ojciec Gereona jest szefem policji w Kolonii, a film jest nie tylko pornograficzny, ale do tego w wersji sado-maso.Zlokalizować tajne adresy, odnaleźć speluny, wniknąć do kabaretów i teatrzyków otwierających drzwi wtedy, gdy bogobojni obywatele swoje zamykają i idą spać, pomaga młodemu komisarzowi Charlotte Ritter (Liv Lisa Fries). Młoda, ambitna dziewczyna, która nie cofnie się przed niczym, co da jej choćby iluzoryczną szansę wyrwania się z biedy i beznadziei rodzinnego domu. Każdy, jak to w kryminale, ma tu swoje tajemnice, ciemne sprawki i interesy do zrobienia.Rytm miasta podbijają sceny z kabaretów, w których naszprycowany narkotykami tłum widzów tańczy do hipnotycznych piosenek wykonywanych przez transgwiazdy: drag queens i drag kings. Wielkie brawa szczególnie dla Severiji Janušauskaitė! Techno rave’y mają przodków w berlińskim Moka Efti.

Politycznie też jest gorąco. Serialowy Belin końca lat 20. przypomina Warszawę rządów sanacji z „Króla” Szczepana Twardocha, który zresztą też ma być wkrótce zaadaptowany na mały ekran (dla Canal+). Tam swoje spiski knuła skrajna prawica, tu państwo przy pomocy policji walczy z robotnikami. Ważnym momentem i w niemieckim serialu, i w polskiej powieści jest 1 maja i walki uliczne.Serial wprowadza dodatkowy, ważny dla fabuły, choć dość operetkowo, żeby nie powiedzieć farsowo prowadzony, wątek. To spisek trockistów, którzy planują Czwartą Międzynarodówkę mającą obalić rządy Stalina. W tym celu przez Berlin do Stambułu, gdzie rezyduje Trocki, jechać z Rosji ma pociąg z wagonem z tajemniczym ładunkiem. Trwa walka wywiadów, przebieranki i spiski są piętrowe, a ich finezja niestety – dla widza – pozostawia wiele do życzenia.

Niemniej dzięki aktorom, plenerom i klimatowi ogląda się tę lewicową, hedonistyczną ciszę przed wybuchem Trzeciej Rzeczy i roku 1939 z dużą przyjemnością. Raz po raz mąconą przez przebijające się tu i ówdzie rymy do współczesnych czasów: rosnącego w siłę populizmu, militaryzmu oraz bezsilności lewicy i liberałów.