„Nasza planeta” – dlaczego warto ocalić Ziemię
Trudno wyobrazić sobie lepiej zrealizowany serial przyrodniczy. Różnorodność miejsc jest ogromna, kamery dostały się w sam środek dżungli i w mrok oceanicznych głębin. Wreszcie przekaz: jak ocalić to piękno.
Wyróżnikiem „Naszej planety”, prócz kwestii technicznych i rozmachu, jest prezentacja skutków ludzkiej działalności na Ziemi. Z jednej strony pokazano konsekwencje rabunkowej gospodarki na obszarach lasów deszczowych, kłusownictwa, wyrzucania plastiku do oceanów. Z drugiej strony – „Nasza planeta” nie jest produkcją karcącą, ale przestrzegającą i koniec końców optymistyczną – są tu przykłady działającej ochrony obszarów dzikich czy przywracania danemu gatunkowi dawnej świetności (płetwale błękitne). Gdyby więc streścić przekaz produkcji Netflixa, brzmiałby on mniej więcej tak: sytuacja jest kryzysowa, działania trzeba podjąć teraz, a że są one możliwe i wystarczą chęci, to też da się zauważyć.
Odsuwając na bok wątek edukacyjny: „Nasza planeta” to jeden z tych seriali dokumentalnych, o których nie można mówić inaczej niż „piękny”. Piękny pięknem natury, rzecz jasna, oszałamiający różnorodnością, bo w kolejnych odcinkach podróżujemy po niemalże całej Ziemi, zwiedzając dżungle, pustynie, sawanny, góry, rafy koralowe, olbrzymie przestrzenie oceaniczne. I nawet jeśli wiele z tych lokacji czy zwierząt widziało się w innych podobnych produkcjach, „Nasza planeta” idzie krok dalej, pokazując nieuchwytne zwierzęta lub zapuszczając się w nieprzystępne rejony. Dla samych ujęć samicy płetwala błękitnego z potomkiem warto było zrealizować ten serial.Trudno, oglądając „Naszą planetę”, nie zdziwić się rozmachem produkcji, objawiającej się w niezwykłej jakości zdjęć i cierpliwości, której wiele z nich wymagało (wspaniała sekwencja grzybni porastających lasy deszczowe; wyczekany tygrys syberyjski). Stałym zabiegiem jest przenoszenie nas w środek wydarzeń, podchodzenie z kamerą naprawdę blisko, tak że widz spogląda w oczy orangutana czy uczącego się latać małpożera; automatycznie likwiduje to dystans, jaki mają niektóre produkcje dokumentalne.
Znać tu ręce ekipy absolutnych profesjonalistów, od pracy kamery, poprzez dobór ujęć i muzyki, budowanie dramatyzmu, ale i intymności z niektórymi bohaterami. „Nasza planeta” realizowana jest z polotem, niekiedy z dystansem i humorem, zawsze zaś z zachwytem nad tym, co wychwytują obiektywy.Co niezwykle istotne – jest to również serial przyrodniczy wyraźnie produkowany z myślą o młodszych widzach. Wprawdzie dramatyzmu nie brakuje, a drapieżniki są obecne, nie ma tu jednak drastycznych scen, które zwykle dominują w podobnych produkcjach.
W Polsce „Naszą planetę” można oglądać w serwisie Netflix.