Jeśli nie „Gra o tron”, to co? Kilka propozycji

W przyszłym tygodniu na ekranach odbędzie się największa, kręcona rekordowe 55 dni bitwa w historii małego i dużego ekranu. Ale ci, których nie porywa ostateczne zwarcie żywych i martwych w Winterfell, losy Starków, Lannisterów i Targaryenów, Żelazny Tron i smoki, także znajdą coś dla siebie w pęczniejących serialowych zasobach. 

„Gra o tron” się kończy, wielki finał HBO pokaże 20 maja. W przyszłości jej miejsce ma zająć spin-off serii z akcją dziejącą się tysiące lat przed wydarzeniami w Westeros. Oraz kręcony z rozmachem serial fantasy Amazona, osadzony w uniwersum „Władcy pierścieni” Tolkiena.

Ale wiele wskazuje, że przyszłością seriali będą produkcje krótsze i raczej nie tak kosztowne. Wsparte kalkulacjami finansowymi zapowiedzi szefa Netflixa, że platforma stawia na serie co najwyżej trzysezonowe, masowa rzeź seriali (w tym roku pod nóż pójdzie ich grubo ponad 40) oraz coraz powszechniejsze na rynku stawianie na ilość, a nie wyśrubowaną jakość, każą powoli przyzwyczajać się do nowej tendencji.

Seriali będzie coraz więcej, każdy w tej wielości znajdzie coś dla siebie na całkiem przyzwoitym poziomie, ale na zachwyty, zaparty dech i zbieranie szczęki z podłogi raczej nie powinniśmy się nastawiać. Konkurencja jest zbyt duża, by stacje ryzykowały produkcje kosztowne i bardzo oryginalne. Kapitalistyczna zasada good enough dotarła i do naszego sektora, i już się zadomawia. A my jesteśmy rozpuszczeni przez wielkie produkcje „złotej ery” telewizji i przez to trochę kręcimy nosem.

Obiecane alternatywy (skoro produkcji mnogość, to i alternatywy liczne) wobec „Gry o tron” też nie są serialami idealnymi. Mają wady, ale przede wszystkim mają zalety, dla których warto wcisnąć play i dać im szansę.

Derry Girls(dwa sezony, Netflix)

Pokazywany przez Netflix, a wcześniej brytyjski Channel 4 sitcom Lisy McGee z akcją osadzoną w Derry w Irlandii Północnej w połowie lat 90. XX w. jest wielkim hitem i w Irlandii Północnej, i w Wielkiej Brytanii.

W centrum szalonej i bardzo zabawnej (w sposób wybitnie niepoprawny politycznie) opowieści stoi piątka nastolatków: romantyczna Erin, jej żyjąca we własnym świecie kuzynka Orla, ich przyjaciółki panikara Clare i niespokojny duch Michelle, pchająca całą paczkę w kolejne kłopoty. Oraz kuzyn Michelle James.

James jest w połowie Anglikiem, więc żeby uniknąć szykan, a może i śmierci w męskiej szkole, został przyjęty jako jedyny chłopak do żeńskiego, katolickiego liceum. Koleżanki, siostry nauczycielki i stojąca na czele tej instytucji siostra dyrektorka Michael konsekwentnie ignorują jego płeć.

Życie w cieniu waśni narodowościowych i religijnych, zamachów IRA, wybuchających bomb jest pokazywane tyleż dosadnie (jak wszystko w tym serialu), co jakby w krzywym zwierciadle, bo z perspektywy dojrzewających nastolatków z buzującymi hormonami i szalonymi pomysłami. Wypada to świeżo i zabawnie.

A raczej wypadało. Dwa pierwsze sezony powstawały, gdy ataki IRA i walki między republikanami i rojalistami, katolikami i protestantami były bolesnym, ale coraz dalszym wspomnieniem, śmiech działał jak balsam na zabliźniające się rany.

Trzeci powstaje już w perspektywie brexitu, przywrócenia granic i wznowienia konfliktu. Kilka dni temu, w 21. rocznicę Porozumienia wielkopiątkowego w Derry (właściwie Londonderry), gdzie toczy się serialowa akcja, wybuchły zamieszki, od kuli zginęła 29-letnia dziennikarka.

Special (Netflix)

Świeżynka. Autobiograficzna komedia Ryana O’Connella (autora książki „I’m Special and Other Lies We Tell Ourselves”). Osiem 15-minutowych odcinków portretuje trud wchodzenia w dorosłość wrażliwego, dowcipnego i uzależnionego od nadopiekuńczej matki 28-letniego geja z przedmieść Los Angeles.

Brzmiałoby jak opis jednej z licznych komedii o milenialsach, gdyby nie to, że Ryan ze „Special” cierpi na porażenie mózgowe. W stopniu umożliwiającym samodzielne funkcjonowanie, ale z pewnymi trudnościami i z koniecznością ciągłego pokonywania barier – wewnętrznych i zewnętrznych.

To komediodramat o stałym narażaniu się na dyskomfort i na skrępowanie, i takie też uczucia towarzyszą jego oglądaniu, ale nie tylko takie.

Sceny pierwszego seksu Ryana, kłamstwo w nowej pracy, że jest ofiarą wypadku samochodowego, prośba o pomoc w zawiązaniu sznurówek i wiele innych momentów, w których jednocześnie współczujemy Ryanowi, kibicujemy mu, podziwiamy, że się nie poddaje, i przypominamy sobie własne momenty wstydu i zażenowania. I że jednak nas nie zabiły.

Obok głównej historii Ryana toczą się mniejsze. Matki Ryana Karen (Jessica Hecht), zmęczonej życiem rozpiętym między opieką nad synem i nad starzejącą się matką, jednocześnie przerażonej perspektywą wyprowadzki i usamodzielnienia się syna.

I koleżanki Ryana z biura portalu Eggwoke Kim (Punam Patel) – dużej, brązowej i superoptymistycznej dziewczyny, która tylko czasem bywa znużona tym, że musi na każdym kroku udowadniać, że ma prawo należeć do świata białej, szczupłej, amerykańskiej klasy średniej.

Gentleman Jack (HBO i HBO GO)

Też świeżynka, też oparta na faktach (na pamiętniku Angielki Anne Listner) i też o odwadze i trudach bycia niestandardowym.

Akcja nowej produkcji BBC, HBO i Sally Wainwright, twórczyni świetnej serii kryminalnej „Happy Valley”, toczy się w XIX w. w Halifaxie. Główna bohaterka Anne Listner (Suranne Jones) wraca w 1832 r. z zagranicznych wojaży do rodzinnego domu – podupadającej posiadłości na prowincji, starzejących się rodziców i zrzędzącej siostry.

Wraca wyleczyć złamane serce – kolejna ukochana zostawiła ją, by wyjść za mąż, jak nakazywały ówczesne obyczaje. Sama Anne nie ma zamiaru maskować ani swojej seksualności, ani władczych skłonności, feministycznych idei czy rozmachu, z jakim kroczy przez pola, łąki i życie, z jakim myśli i działa mimo, a częściej wbrew konserwatywnej rzeczywistości.

Choć jest też do bólu pragmatyczna i zawsze stawia własny interes ponad wszystko inne. W skrócie: równouprawnienie kobiet tak, ale już zdecydowanie nie robotników czy chłopów.

Silna bohaterka, romanse i miłość, kostiumy i angielska prowincja rodem z powieści Jane Austen w obliczu nadciągającej modernizacji i uprzemysłowienia (biznes węglowy).

Kolejne odcinki w HBO we wtorki.

Sprawa idealna (The Good Fight, trzy sezony, HBO GO)

Spin-off „Żony idealnej” (The Good Wife”), produkcja CBS All Access, pokazywana w Polsce przez HBO GO, jest wart polecenia przede wszystkim jako niezwykle trafny portret Ameryki epoki Donalda Trumpa.

Żeby oddać zarazem aktualny stan rzeczywistości za oceanem i stan emocjonalny tamtejszej klasy średniej, twórcy zdecydowali się na surrealizm i groteskę. Serial małżeństwa Kingów balansuje między absurdalną komedią i gorzką, ostrą satyrą.

Akcja toczy się w chicagowskiej kancelarii prawniczej założonej przez serialowy odpowiednik Martina Luthera Kinga – Carla Reddicka, w której czarnoskórzy prawnicy bronią praw afroamerykańskich współobywateli. Wyzwania nowych czasów wymuszają pewne modyfikacje – kancelaria się rozwija, zatrudnia też białych, w tym Diane Lockhart (genialna Christine Baranski, jedna z gwiazd „Żony idealnej”).

Kancelaria Reddick, Boseman & Lockhart odbija amerykańską rzeczywistość. Ostatnie odcinki pokazują borykanie się nie tylko z fake newsami (i ich dystrybutorami typu 4chan), ale wręcz z zatarciem granicy między prawdą a kłamstwem. Plagę NDA, czyli klauzul poufności. Jest nieoczywiste odbicie akcji #MeToo. I narastający konflikt rasowy. I różnice płac.

A obok tego relaksujące mikrodawkowanie LSD i rzuty siekierą, piosenki, rozmowy z siniakiem w kształcie… Donalda Trumpa. Oraz sobowtór Melanii Trump. I kobiecy ruch oporu.

A przed nami premiery maja. Wśród nich m.in. miniserial o katastrofie reaktora w Czarnobylu (7 maja, HBO GO), serialowa adaptacja „Paragrafu 22” z George’em Clooneyem i Hugh Lauriem w obsadzie (17 maja, HBO GO) oraz „Dobry omen” na podstawie powieści Terry’ego Pratchetta i Neila Gaimana, z Davidem Tennantem i Martinem Sheenem (31 maja, Amazon Prime Video)…