„Wataha” – do trzech razy sztuka?
Serial HBO wraca po raz trzeci, a wraz z nim wracają Bieszczady, starzy bohaterowie i stare sprawy. Oraz granica – w każdym możliwym sensie.
Prokurator Iga Dobosz (Aleksandra Popławska) już dwa razy była bliska dotarcia do sprawców czy mocodawców wybuchu, który w pierwszym odcinku pierwszego sezonu – pięć lat temu – zmiótł z powierzchni ziemi pewną górską chatę pełną strażników granicy polsko-ukraińskiej. Teraz jest blisko po raz trzeci – pytanie, czy ostatni.
Gdy spojrzeć na „Watahę” w sposób ulubiony przez twórców tej serii – czyli z drona – to jest to historia o niekończącej się walce kolejnych grup / pokoleń / watah pograniczników z kolejnymi wcieleniami przemytniczych mafii (i na odwrót, zależy od perspektywy).
Miejscem akcji są Bieszczady, ale decyzje zapadają gdzie indziej. Walka toczy się o wykrycie i ukaranie nie płotek, tylko grubych ryb, szkopuł w tym, że one też są do zastąpienia, co czyni z całego procesu błędne koło. Dopóki jest interes do zrobienia, dopóty znajdą się ludzie chętni go zrobić. W tym sensie „Wataha” wydaje się nużąca.
I znużeni są jej bohaterowie. Wiktor Rebrow (Leszek Lichota) po latach ukrywania się w lesie wrócił do straży, ale egzystuje na jej – nomen omen – pograniczu, włączając się w oficjalne akcje tylko, gdy musi albo gdy łączą się one z jego własnym śledztwem. Podobnie prokurator Dobosz – pnie się po szczeblach kariery w Warszawie i na granicę wraca niechętnie, z poczuciem, że toczy się tam walka z wiatrakami.
W rolach nowych, może bardziej skomplikowanych wersji starych przeciwników pojawiają się Borys Szyc (jako oficer lokalnego ABW) i Evgeniya Akhremenko, walcząca o umocnienie pozycji szefowa przemytniczej mafii Tatiana Barkova. Zamiast bimbru pitego na słoiki w pierwszym sezonie mamy papierosy palone raczej na tiry niż paczki. Większą rolę otrzymał tym razem świetny Piotr Żurawski – i to jego Wiśniak najmocniej uosabia główny temat tego sezonu: przekraczanie granic.
Wciąż świetni są lokalersi – moi ulubieńcy – Łuczak Jacka Lenartowicza i Kalita Mariusza Saniternika, szkoda, że ten drugi w pierwszych czterech odcinkach pojawia się tylko przez (choć uroczą) chwilę. Wreszcie też widzowie spędzający przed ekranami życie zyskali swoją serialową reprezentantkę – Agę Małek (Dagmara Bąk), która stara się wykonywać swoje obowiązki mimo permanentnego bólu kręgosłupa. Brzmi znajomo?
W drugim sezonie ważny był temat handlu ludźmi, teraz też wraca, ale mimo że przecież jest najważniejszy, to przewija się w tle. Obserwacje społeczne – wykorzystywanie pracowników z Ukrainy, niechęć do Ukraińców (Łuczak stwierdza: Polacy kochają gości z zagranicy pod warunkiem, że robią to, czego od nich wymagają) – też są gdzieś na bocznym planie.
Podsumowując (po obejrzeniu czterech z sześciu odcinków): „Wataha” w trzecim sezonie to wciąż dobry serial z ciekawymi bohaterami. Ale ich znużenie udziela się widzom.
„Wataha 3”, HBO GO i HBO, reż. Olga Chajdas, Kasia Adamik, od 6 grudnia, 6 odc.