„Loki” namieszał w świecie Marvela

Serial „Loki” to trzecia produkcja Disney+, która wypączkowała z Kinowego Uniwersum Marvela, czyli serii filmów rozpoczętej „Iron Manem”, a kontynuowanej m.in. produkcjami „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”, „Avengers: Wojna bez granic” i „Avengers: Koniec gry”. Wcześniej były „WandaVision” oraz „Falcon i Zimowy Żołnierz”. Dopiero jednak produkcja z Tomem Hiddlestonem w roli boga psot i kłamstwa odciska realne piętno na wszystkich przyszłych fabułach w tym uniwersum.

„Loki” pociągnął wątek z „Avengers: Koniec gry”, gdy w wyniku zamieszania do rąk tytułowego bohatera trafia jeden z Kamieni Nieskończoności, umożliwiający mu ucieczkę. Teraz widzimy, co stało się Lokim, gdy zniknął w magicznym portalu – pojmali go agenci organizacji TVA, zajmującej się monitorowaniem linii czasu i dbaniem o to, by od tej jednej, głównej, nie „odrastały” żadne niepożądane „gałęzie”. Bóg kłamstw podpadł im ze względu na swoje psoty, chcą go więc… unicestwić. Z pomocą przybywa agent TVA Mobius (Owen Wilson), który w zamian oczekuje pomocy w śledztwie.

Nowa produkcja Disney+ to już w samym założeniu rewolucja w Kinowym Uniwersum Marvela, bo ujawnia, że za kulisami tego, co znamy z filmów (teraz także seriali), od początku stała potężna Time Variance Authority z mocą kontrolowania przebiegu czasu. Kluczowa dla ustalenia nowych zasad gry jest scena, gdy Kamienie Nieskończoności, a więc obiekty całego zamieszania z Thanosem, sens ponad dekady filmów Marvela, w TVA służą za… przyciski do papieru. W efekcie i Loki traci status – półboska istota z Asgardu nie robi na nikim w TVA wrażenia.

Pierwszy sezon „Lokiego” to ledwie sześć odcinków, a ze względu na ilość i wagę ujawnianych w toku akcji informacji czasu ekranowego nie wystarcza na wiele poza ekspozycję. Owszem, zdarzają się odcinki pełne akcji, jak „Lamentis”, ale już sam finał, „For All Time. Always”, to po prostu dużo siedzenia i gadania – ktoś coś tłumaczy, a Loki się dziwi. Disney+ odchodzi od formuły dynamicznego widowiska ze szczątkową fabułą, ewidentnie stawiając w pierwszym sezonie fundamenty dla kolejnych faz Kinowego Uniwersum Marvela.

To ciekawe, bo już teraz wiemy, że „Loki” wywrze ogromny wpływ zarówno na film „Doctor Strange in the Multiverse of Madness”, jak i „Spider-Man: No Way Home”. Wydaje się też, że właśnie w tym serialu przedstawiono nam nowego głównego antagonistę Avengers, który zajmie miejsce Thanosa. Przy czym prawie na pewno filmy będą funkcjonować samodzielnie, tłumacząc rolę TVA i pojawienie się nowego czarnego charakteru.

Czym więc jest „Loki”? Uciechą dla fanów i fanek, produkcją z silną postacią (w tej roli Tom Hiddleston), udaną dzięki swej niszowości, czyli ogrywaniu wielu skomplikowanych tematów zrozumiałych dla miłośników komiksów. Niemal każda scena pęka w szwach od ukrytych nawiązań i zabawnych wtrąceń niemających wiele wspólnego z fabułą, ale atrakcyjnych dla tych, którzy mają wiedzę niezbędną do ich identyfikacji. To produkcja, którą fani i fanki będą oglądać kilka razy, może klatka po klatce, by wyłapać wszystko, co przygotowali dla nich twórcy „Lokiego”.

Czy to działa? Tak! Odcinek „Journey Into Mystery” to cios w serce każdego miłośnika komiksów. W ogóle cała ta produkcja Disney+ to festiwal zadowalania niszowej widowni. Czy to plus, czy minus – zależy od widzów i widzek.

Serial „Loki” to produkcja Disney+.