Zabił Versace – o nowym sezonie „American Crime Story”
W pierwszym sezonie swojej antologii Ryan Murphy poruszająco opowiedział o głośnym i wciąż społecznie ważnym procesie O.J. Simpsona – i posypały się zasłużone nagrody. W drugim sezonie wziął na warsztat zabójstwo projektanta mody Gianniego Versace w Miami Beach w 1997 roku. Premiera 18 stycznia na kanale FOX.
„Sprawa O.J. Simpsona” miała poza tytułowym kilku innych wyrazistych bohaterów – postaci publicznie znane. Stawką były prawda i porządek społeczny, do tego kolejny rozdział napięć rasowych w USA, z akcją #BlackLivesMatter, nadał serii osadzonej w 1994 roku wymiar ważnego komentarza do aktualnych wydarzeń. Warto także wspomnieć o gwiazdorskiej obsadzie: Cuba Gooding Jr., Sarah Paulson, John Travolta, David Schwimmer dali z siebie wszystko.
„Zabójstwo Versace” mimo głośnego nazwiska w tytule przegrywa z pierwszym sezonem na każdym polu. Gianni Versace, projektant i właściciel domu mody, był postacią znaną, ale zupełnie innego kalibru niż Simpson. Także spór rodzinny w trójkącie Gianni (Edgar Ramirez) – jego siostra Donatella (Penelope Cruz) – i jego partner Antonio (piosenkarz Ricky Martin) nie rozpala emocji.
Zresztą Murphy to wie, dlatego zamiast na nim skupia swoją opowieść na jego zabójcy – seryjnym mordercy Andrew Cunananie (Darren Criss), dorzucając jeszcze fragmenty o ślamazarnie prowadzonym śledztwie i pościgu policyjnym. Scenariusz powstał na podstawie książki „Vulgar Favors: Andrew Cunanan, Gianni Versace, and the Largest Failed Manhunt in U. S. History” Maureen Orth, która nie przypadła do gustu rodzinie Versace. Familia oprotestowała też serial jeszcze przed premierą.Cunanana poznajemy o wiele lepiej niż Versace, a jego historia ma być jakimś wariantem historii sławnego projektanta. Obaj byli imigrantami, z ambicjami, poczuciem inności, obaj w końcu byli gejami. Meandrowaniu między bohaterami i ich biografiami towarzyszy przeskakiwanie z opowieści w opowieść – z tej o próbach wpasowania się imigrantów w Amerykę, w tę o fałszu american dream i fałszu hasła „bądź sobą” czy w tę o kulcie celebrytów.
A najważniejsza jest chyba opowieść o ruchu gejowskim w latach 90., epoce powszechnej homofobii. To historia o ciężarze życia w zakłamaniu, „w szafie”, gdy publiczne coming outy były rzadkością nawet w świecie bogaczy i ekscentryków, a AIDS zbierało krwawe żniwo i było jak stygmat.
Na ekranie wypada to dość martyrologicznie, a całość nie ma temperatury poprzedniego sezonu. Czasem też widać, że zwyczajnie brakuje materiału na dziewięcioodcinkowy serial, sceny są rozciągnięte ponad miarę, dużo z nich niczego nie wnosi do akcji.
Przy tych wszystkich zastrzeżeniach trzeba oddać Ryanowi Murphy’emu i jego ekipie, że potrafili perfekcyjnie i widowiskowo odtworzyć Amerykę tamtego czasu. Widać inscenizacyjny rozmach, urzekają wnętrza – od tanich moteli po rezydencje miliarderów, kostiumy, glamour i kicz.
Udało się też zbudować kilka ciekawych portretów, choć tym razem nie w pierwszym, tylko w drugim albo trzecim planie.
Serial wyprodukowało FX, w Polsce pokazuje go FOX, start: 18 stycznia o 22.00.