„Zagubieni w kosmosie” wracają w świetnym stylu
Netflix odkurzył klasyczny serial familijny z lat 60. Efekt jest zaskakująco dobry, a „Zagubieni w kosmosie” mogą być przykładem remake’u potrzebnego i zrobionego z głową.
Jest jakaś zabawna ironia w tym, że serwis, który oderwał ludzi od tradycyjnej telewizji i stał się symbolem zmian nawyków z przeszłości, kiedy widzowie zasiadali o określonych godzinach do popularnych seriali, sam wszedł z przytupem w produkcję familijną – bo przecież takie filmy czy seriale, jak wskazuje nazwa, najlepiej oglądać w większym gronie.
Abstrahując jednak od tego, ile osób będzie wspólnie oglądać „Zagubionych w kosmosie”, można zakładać, że wszyscy będą zadowoleni. Bo, mówiąc krótko, jest to wyjątkowo udana fabuła.
W dłuższej wersji oceny muszę podkreślić „warstwowość” serialu, co jest kluczem do tego, by trafiać do wielu pokoleń. Mamy więc sztafaż SF, a więc opowieść o kosmicznej wędrówce, w której coś poszło nie tak – bohaterowie trafiają na obcą planetę, pełną niebezpieczeństw, a we wszystko miesza się jeszcze dziwny robot, prawdopodobnie Obcy albo stworzona przez kosmitów Sztuczna Inteligencja.
To jednak „przykrywka” dla opowieści o Robinsonach, pięcioosobowej rodzinie uciekającej z zatrutej Ziemi, zbitej z powrotem przez okoliczności we wspólnotę, a tak naprawdę od dawna się rozpadającej. Ważny jest wątek ojca, żołnierza, wiecznie nieobecnego, wyjeżdżającego na misje. A także portret matki, która bierze na siebie ciężar dowodzenia, nie tylko wtedy, gdy jej męża nie ma pod ręką.„Zagubieni…” to serial bardzo współczesny, jeśli chodzi o role kobiet, co zresztą stawia go w wyraźnej opozycji do oryginału z lat 60. Tu Maureen Robinson dowodzi, a nawet czarny charakter to kobieta. Najważniejszą modyfikacją scenarzystów względem pierwowzoru było jednak dodanie wspomnianego pęknięcia w rodzinie, częściowego odseparowania ojca – wątek jego relacji z dziećmi, żoną jest rozgrywany doskonale. Pod tym względem scenariusz jest perfekcyjny, wiele w tym subtelności, którą docenią dojrzali widzowie.
Młodzież natomiast ekscytować się będzie kolejnymi przygodami Robinsonów, którzy kłopoty przyciągają lepiej niż wybory w innym kraju rosyjskie trolle internetowe. Akcja w „Zagubionych…” toczy się w szaleńczym tempie, odcinki kreślone są zaś według schematu „potwór tygodnia”, co też skłania do bardziej tradycyjnego oglądania – nie ciurkiem, ale po trochu… z rodziną?Nie mają „Zagubieni…” ambicji konkurowania z efektownymi dramatami dla dorosłych, jak „Opowieść podręcznej” czy „The Expanse”. Ale wypełniają potężną lukę, bo przecież z popularnych seriali ostatnich lat najbardziej familijny był horror „Stranger Things”. Spore, pozytywne zaskoczenie.
„Zagubieni w kosmosie” 13 kwietnia pojawią się w Netfliksie.
Komentarze
Z uporem maniaka powtarza pan „Zagubieni w kosmosie”, a mnie bardziej po polsku brzmi „Lost in space” 🙂