„Czarnobyl” – niezwykle realistyczny, wstrząsający serial HBO
33 lata po wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu HBO i Sky zrobiły miniserial oddający całą grozę tamtych wydarzeń. Ogląda się te pięć odcinków ze ściśniętym gardłem.
Na choroby popromienne zmarły tysiące ludzi, rodziły się zdeformowane dzieci, chmura radioaktywnego powietrza przemierzała Europę, ustawiały się kolejki po płyn lugola, skażony teren wokół elektrowni stał się strefą zamkniętą… Wszystko to wiemy, znamy filmy dokumentalne, czytaliśmy książki reportażowe, choćby przejmującą „Czarnobylską modlitwę. Kronikę przyszłości” noblistki z Białorusi Swietłany Aleksijewicz.
I właśnie ta wiedza powoduje, że serial „Czarnobyl” ogląda się z tak wielkimi emocjami. Bo my wiemy, a bohaterowie dopiero powoli się dowiadują. Że wdychają nie powietrze, a śmierć.
Nie sposób bez bólu patrzeć na mieszkańców Prypeci spieszących obejrzeć nocny pożar elektrowni jak na piknik, całymi rodzinami. Kamera obserwuje wirujące w powietrzu i spadające na gapiów płatki sadzy, która wkrótce okaże się uwolnionym z reaktora grafitem.
Fizycy z elektrowni schodzą w pobliże reaktora w laboratoryjnych fartuchach, strażacy idą do akcji gaśniczej w zwykłych uniformach… Dramaturgia i efekty są tu jakby rodem z horroru, tylko że ten horror wydarzył się naprawdę.Z kolei oglądanie działaczy partyjnych różnych szczebli, głupich, bezradnych albo zaślepionych ideologią i racją państwa, lekceważących naukowców i wiedzę, a także życie zwykłych ludzi – każe mimowolnie pomyśleć, że zatoczyliśmy koło. Po tych 33 latach, jakie upłynęły od 26 kwietnia 1986 r., jesteśmy w podobnym punkcie, i my, i wiele innych państw.
Ale w brytyjsko-amerykańskim serialu nie brak też ludzi heroicznie walczących o ograniczenie skutków katastrofy i zrozumienie jej przyczyn.Protagonistów jest troje. Walerij Legasow, grany przez Jareda Harrisa fizyk jądrowy, który pierwszy orientuje się, czym w rzeczywistości jest rzekoma sadza wokół reaktora i co to oznacza dla ludzi nie tylko w okolicy, ale w całej Europie.Do swojego odkrycia musi przekonać zastępcę przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Borysa Szczerbinę (Stellan Skarsgard), oddelegowanego przez rządzącego Związkiem Radzieckim Michaiła Gorbaczowa do zbadania sytuacji w Czarnobylu.Pomaga im Ulana Khomyuk (Emily Watson), fizyczka jądrowa z Mińska, postać stworzona z kilku rzeczywistych naukowców obu płci zaangażowanych w odkrywanie prawdy o wybuchu.
Całość jest grana po angielsku (rosyjski pojawia się tylko w tle), co przez moment przeszkadza, ale szybko przestaje. Pieczołowicie odtworzone realia – zdjęcia kręcono na Litwie, świetna gra aktorska i dramaturgia wydarzeń zaprzątają całą uwagę widza.
„Czarnobyl”, scenariusz Craig Mazin, reż. Johan Renck, 5 odcinków, premiera 7 maja w HBO (21.10) i HBO GO.
Komentarze
Za Wikipedią:
„Zdaniem raportu Forum Czarnobyla (w skład którego wchodziło WHO i ONZ), bezpośrednio w wyniku katastrofy zmarło 31 osób, ponad 200 zachorowało na chorobę popromienną[11], a z otaczających elektrownię terenów w promieniu 30 km ewakuowano ponad 350 tys. ludzi, tworząc zamkniętą strefę ochronną.”
Za Panią Redaktor i jej wiedzą:
„Na choroby popromienne zmarły tysiące ludzi, rodziły się zdeformowane dzieci, chmura radioaktywnego powietrza przemierzała Europę, ustawiały się kolejki po płyn lugola, skażony teren wokół elektrowni stał się strefą zamkniętą…”
Zawsze mam jednak możliwość wyboru. Wybieram…nie, nie wybieram HBO. Wybieram WHO i ONZ.
Ale film może być niezły. Zwłaszcza, że to fabularny serial.
Wszystko fajnie. Ale to był GRAFIT. Grafen wynaleziono praktycznie (bo teoretycznie znacznie wcześniej) 18 lat po Czarnobylu.
Pół wieku przepracowałem w branży jądrowej. Przestudiowałem dostępne raporty Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. I uczestniczyłem w realizacji jej zaleceń wynikających z tej katastrofy. Więc wydaje mi się, że mam nieco pojęcia jak to mogło wyglądać. Ale aż takich bzdur technicznych się nie spodziewałem (to w kontekście „pieczołowicie odtworzonych realiów”).
Rozumiem, że dramaturgia filmu fabularnego tego jednak wymaga. I tylko to tłumaczy kompletną ignorancję realizatorów. O wiele bardziej interesuje mnie tło polityczne i społeczne. A to wydaje się bardziej wiarygodne.
Emocji Pani Redaktor wszakże nie podzielam.
Dziękuję, poprawiłam.
Serial obejrzałam z przyjemnością. Nie oddaje co prawda w 100% faktów, ale jest w sam raz na wieczorny relaks.