Mroczne Miasto bez Batmana – premiera „Gotham”
Wszyscy wielbiciele komiksów znają tę historię. Ciemna alejka, rodzice z synkiem, złodziej, perły i dwa strzały. Oraz płacz osieroconego dziecka. O tragedii, która wydarzyła się tej nocy, dając początek historii Batmana, kino opowiadało już kilka razy. Ale mało kto zdecydował się nam dokładnie powiedzieć o tym, co wydarzyło się pomiędzy tą jedną feralną nocą a dniem, kiedy młody Bruce Wayne przywidział kostium Batmana. Dziś serial „Gotham” ma wypełnić tę lukę. Jak na razie zapowiada się bardzo dobrze.
Bohaterem „Gotham” nie jest bowiem Batman ani nawet Bruce Wayne (choć odegra ważną rolę). W czasach przed Batmanem sprawiedliwości w mieście bezprawia szuka James Gordon. Nie jest on jeszcze komisarzem policji, ale młodym detektywem, który sam do końca nie zna wszystkich rządzących Gotham zasad. Tymczasem ta jedna z najsławniejszych (jeśli nie najsławniejsza) z komiksowych metropolii wręcz roi się do złoczyńców, szaleńców i mafiozów, z którymi policja wcale nie ma ochoty wchodzić w konflikt. „Gotham” odwołuje się pod tym względem – zarówno w warstwie estetycznej, jak i treściowej – do stylistyki kina noir. Mamy skorumpowanych policjantów, ciemne ulice, płaszcze, kapelusze i układy z przestępcami. Uliczki są wąskie, wieżowce wysokie i zdaje się, że nad Gotham ciągle pada deszcz.
„Gotham” już na wstępie podejmuje z widzem ciekawą grę. W pierwszym odcinku na ekranie pojawią się: młoda (zaledwie kilkunastoletnia) Catwoman, spłoszona dziewczyna, która kiedyś stanie się Poison Ivy, poza tym skłonny do sadystycznych zachowań młodzieniec, na którego wszyscy wbrew jego protestom mówią Pingwin, naukowiec, który zamiast normalnie przedstawić fakty, zadaje ciągle zagadki, w tle mignie nam komik, którego występ zostaje nagle przerwany. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo niemal każda postać, która mignie widzowi na ekranie, powinna być mu znana z jakiejś komiksowej wersji przygód Batmana.
Twórcy seriali zapowiedzieli, że przed końcem sezonu tych postaci ma się pojawić jeszcze więcej. Z jednej strony to olbrzymia przyjemność dla wielbicieli świata Batmana – wyłapywać wszystkie większe i mniejsze nawiązania, przyglądać się telewizyjnej interpretacji ich ukochanych bohaterów (wiadomo przecież, że równym ładunkiem emocjonalnym darzy się bohaterów pozytywnych, jak i negatywnych – zwłaszcza w świecie Batmana). Z drugiej strony – już teraz widać, że serial nie jest w stanie bawić wszystkich jednakowo – jeśli nie zna się dobrze universum DC, to część scen może wydać się niepotrzebna, a postaci – zupełnie niezrozumiała. Pod tym względem „Gotham” nie jest produkcją przeznaczoną dla wszystkich, ale raczej dla tych, którzy Batmana znają i lubią.Nie zmienia to jednak faktu, że „Gotham” zbiera wyjątkowo dobre recenzje. Trudno się dziwić – pierwsze odcinki mają dobre tempo, intrygujące postaci (zwłaszcza młody Bruce Wayne budzi oczywiste zainteresowanie widzów) i dającego się łatwo polubić bohatera. Do tego twórcy serialu nie zapomnieli o poczuciu humoru, co zdarza się części twórców produkcji ze świata Batmana. Nie zawodzi też aktorstwo – bardzo dobry jest Ben McKenzie jako uczciwy do bólu i zupełnie niepasujący przez to do miasta James Gordon. Jada Pinkett-Smith sprawdza się niespodziewanie dobrze w roli bezwzględnej szefowej mafii Fish Mooney, zaś Robin Tayor jako Pingwin jest cudownie psychopatyczny, a jednocześnie budzi litość. Trudno też nie kibicować młodym aktorom, zwłaszcza Camren Bicondova jako młoda Serena Kyle, czyli przyszła Catwoman, budzi sympatię.Czy oznacza to, że „Gotham” jest bez wad? Cóż, poza jego hermetycznością moim zdaniem autorzy chcą trochę za dużo i za szybko. W pierwszym odcinku poznajemy całą paradę postaci, więc na żadnej nie możemy się dłużej skupić. A zaraz dojdą nowi potencjalni przeciwnicy Batmana – i wszyscy się już pogubimy (albo lekko zdezorientujemy).
Poza tym to serial, który ma jedną zasadniczą wadę. Wiemy, że pewne rzeczy nie mogą się w nim zdarzyć, np. przez najbliższe kilka sezonów nie może zginąć ani James Gordon, ani żadna z postaci, z którą mierzy się później Batman. Co dla części widzów może oznaczać serial nieco mniej dramatyczny. Ale to w sumie uwagi na marginesie – nieprzesądzające o bardzo dobrej ocenie serialu.
Co ciekawe, jeśli spojrzymy na świat produkcji filmowych i serialowych, to widać, że choć w świecie filmów zdecydowanie wygrywa Marvel, o tyle w telewizji DC poczyna sobie coraz śmielej. Po wprowadzeniu na ekrany dość jednak niszowego „Arrow” w tym sezonie czeka nas poza „Gotham” jeszcze „Flash” i „Constantine”. Kto wie, może niedługo podział między wielkimi komiksowymi światami nie będzie przebiegał na półce w sklepie z komiksami, ale między kinem a telewizją. A widzowie mogą na tym zyskać. O ile kolejne seriale o bohaterach DC będą tak dobre jak „Gotham”.
Jeśli chcecie zobaczyć nowe odcinki „Gotham”, to już dziś o godzinie 22.00 pokaże go Universal Channel Polska.
Komentarze
„Arrow” jest niszowy dla nas ponieważ „Batman” jest marką bardziej znaną. Sam serial jest zaś bardzo dobry – a dzięki braku wiedzy „co będzie potem” (bo u nas „Zieloną Strzałę” mało kto zna) można wprowadzać interesujące zwroty akcji. Jak złośliwi twierdzą – wymieszanie komiksu z operą mydlaną 😉
@Delwin: Jestem po pierwszym sezonie Arrowa i jak na razie serial co najwyżej średni, jednak kontynuuję bo mnóstwo tam Batmana + wszyscy mówią że tak naprawdę to od drugiego sezonu to dopiero jest dobry serial. Obym się nie zawiódł…
Na marginesie, mam nadzieję że WB nie będzie się starało na siłę tworzyć epickiego, spójnego uniwersum serialowego bo to na dłuższą metę tylko ogranicza.
Do poprawy – Catwoman to SELINA Kyle, nie Serena. 😉