Szkiełkiem i okiem – naukowcy o serialach

O tym, że seriale mogą być czymś więcej niż prostą rozrywką, wiemy już od dawna. Oglądanie seriali nie jest już wstydliwe, a w niektórych środowiskach można nawet spotkać się z pewnym snobizmem związanym z oglądaniem najbardziej chwalonych tytułów (są ludzie, dla których stwierdzić że „Detektyw” HBO nas znudził, to jak stwierdzić, że nudzą nas filmy Bergmana). Wciąż jednak rzadko myślimy o serialach jako przedmiocie badań naukowych. Tymczasem coraz częściej o historiach w odcinkach piszą przedstawiciele najróżniejszych nauk. Naukowcy z całej Polski zajmujący się kulturoznawczą, socjologiczną czy psychologiczną interpretacją serialowych treści, spotkali się 7–9 kwietnia w Olsztynie, by na organizowanej przez Uniwersytet Warmińsko-Mazurski konferencji naukowej „Seriale w kontekście kulturowym” podzielić się wynikami swoich badań. Jako że w przerwach między oglądaniem seriali staram się spojrzeć na nie naukowo, nie mogło mnie na tej konferencji zabraknąć.

Trzy dni obrad wypełnionych referatami przedstawicieli najróżniejszych nauk udowodniły przede wszystkim, jak szerokim pojęciem jest samo słowo „serial”. W refleksji nad tym zjawiskiem znajdą się zarówno referaty zastanawiające się nad fenomenem najważniejszych spośród nowych seriali HBO – „Gry o Tron” czy „Dziewczyn” (o „Rodzinie Soprano” już się nie rozmawia, bo to serial wielokrotnie analizowany), jak i te pochylające się nad produkcjami polskimi, takimi jak „Lekarze” (o serialu w kontekście fascynacji produkcjami medycznymi mówiła prof. Joanna Chłosta-Zielonka) czy dotyczące świata przedstawionego w serialu Disneya „Hannah Montana”. Co więcej, na konferencji znalazły się też referaty rozszerzające temat o zjawiska poboczne – można było posłuchać o pornoparodiach nadawanych w publicznych stacjach seriali czy o grach komputerowych rozszerzających historie pokazane w odcinkach (na przykładzie gier towarzyszących „Walking Dead”). Im dłużej przysłuchiwałam się referatom, tym jaśniejsze stawało się, że dziś robienie konferencji o serialach jest trochę jak robienie konferencji o beletrystyce. Sam fakt, że twórcy wybrali podzielone na odcinki historie, nie oznacza jeszcze, że mamy tu jakąkolwiek wspólną płaszczyznę. Z drugiej strony – ta różnorodność pozwala dostrzec, jak ważnym i mocno osadzonym w naszej kulturze zjawiskiem jest produkowanie i oglądanie seriali. I jak wiele ciekawych rzeczy można o nich powiedzieć.

Ciekawe było też zestawienie perspektyw – obok referatów czysto kulturoznawczych (analizujących np. fenomen reakcji fanów w mediach społecznościowych) znaleźć można było takie, które przyjmowały perspektywę marketingowca, pokazując że sporo treści w serialu zależy od decyzji zupełnie niezwiązanych z procesem twórczym, a bardzo związanych z mechanizmem sprzedawania gotowego telewizyjnego produktu. Przy czym – wbrew temu, co się może wydawać (bo trzeba przyznać, że czasem trudno stwierdzić, gdzie kończy się fan, a zaczyna się naukowiec) – o serialach nie mówiono wyłącznie w samych superlatywach. Wręcz przeciwnie – sporo w referatach było krytyki zarówno pod adresem scenarzystów (sama brałam udział jako referent w panelu, gdzie krytykowano twórców serialu „Glee”), jak i producentów (wskazywano, że często cynicznie wykorzystują emocje fanów). Zresztą sam otwierający konferencję referat przedstawiający obraz współczesnego widza serialowego (który rysuje się jako jednostka zafascynowana światem fikcji i odrobinę aspołeczna) można interpretować dwojako. Dla niektórych wizja osoby siedzącej i oglądającej w samotności seriale może świadczyć o końcu naszej cywilizacji. Jednak część z tych cech była zaskakująco bliska tym, które w XIX wieku przypisywano zapalonym czytelnikom powieści.

Tomasz Kamiński i Krzysztof Wesołowski (UMK) w referacie na otwarcie konferencji starali się scharakteryzować współczesnego telewidza (fot.Piotr Przytuła)


Chyba najciekawszą częścią konferencji były panele kończące drugi dzień obrad. Pierwszy z nich dotyczył niesłychanie ciekawej publikacji Uniwersytetu Gdańskiego „Władcy Torrentów. Wokół angażującego modelu telewizji”. Twórcy książki nie tylko nie dyskutowali już o tym, czy seriale stanowią rozrywkę wartościową, ale starali się zdiagnozować nowy przełom w świecie historii w odcinkach. Wydaje się, że dziś przechodzimy już nie tylko na nowy poziom oglądania seriali, ale i same seriale przestają być rozrywką próbującą się przypodobać wszystkim widzom. Dyskusja toczyła się wokół seriali, które wyznaczają nowe przełomy w telewizyjnej narracji, bo obecni na sali dyskutanci nie mieli wątpliwości, że w ostatnich latach w świecie seriali zaszły olbrzymie zmiany. Drugi panel, w którym miałam okazję brać udział, poświęcony był temu, co ludzie mediów mają do powiedzenia o serialach. Tu ponownie okazało się, że każdy dziennikarz ma nie tylko inne ulubione produkcje (od „Archiwum X” do duńskiego „Borgen”), ale i nieco inną perspektywę myślenia o serialach. Niemniej jednak, niezależnie od tego, czy wypowiadał się zawodowy krytyk czy bloger, konkluzja była podobna: o serialach wciąż pisze się u nas źle – pobieżnie, często niekompetentnie, czasem ze sporym opóźnieniem względem trendów światowych. Jednak najwięcej emocji wzbudziło pytanie, jak to jest, że nasze polskie seriale są dla wielu widzów synonimem prostej rozrywki, ale też niskiej jakości. Tu trzeba się zgodzić zarówno z obrońcami produkcji polskich, którzy wskazują, że kręci się u nas dobrze („Glina”, „Głęboka Woda”, „Paradoks”), tylko widzów takich seriali nie ma, jak i z głosem Wojtka Orlińskiego, wskazującego, że wszystko rozbija się o kwestie ładu prawnego, ustawodawstwa i regulacji dotyczących produkcji telewizyjnych (zwłaszcza telewizji państwowych).

Dowód na to, że konferencyjne wykłady cieszyły się sporą popularnością – trudno znaleźć wolne miejsce (fot. Piotr Przytuła)

Tym, czym konferencja olsztyńska różniła się od wielu konferencji, w których przyszło mi brać udział, była frekwencja. Na inauguracyjnej sesji (gdzie m.in. Agnieszka Graff mówiła o serialu „Dziewczyny” w kontekście postfeminizmu) w wielkiej auli Wydziału Humanistycznego UWM brakowało miejsc. Mimo że pierwsze wystąpienia zaczynały się o 8:45 rano, a referaty wygłaszano w czterech równoległych sesjach, nie zdarzały się przypadki mówienia do pustej sali. Wręcz przeciwnie – częściej na salach panował tłok. Podobnie z dyskusjami, które toczyły się długo poza wyznaczone granice, pożerając uczestnikom kolejne przerwy kawowe. Biorąc pod uwagę, że na wielu konferencjach naukowych po zdaniu „Czy są jakieś pytania” zapada głucha cisza, była to miła odmiana. Która chyba powinna przekonać niedowiarków, że dziś nie tylko serial można bez wstydu oglądać, ale też o nim (naukowo!) bez końca rozmawiać. Do czego będzie chyba okazja, bo organizatorzy olsztyńskiej konferencji zapowiadają, że to dopiero początek cyklu naukowych spotkań poświęconych serialom.