Agnieszka Holland wyreżyseruje dwa odcinki 3. sezonu „House of Cards” – co to właściwie oznacza?

Z jednej strony – oczywiście entuzjazm. Wyprodukowany przez platformę Netflix „House of Cards” jest jednym z najgłośniejszych seriali ostatnich lat, oglądanym i dyskutowanym także przez tych, którzy zwykle z serialami do czynienia zbyt wiele nie mają. Propozycja wyreżyserowania odcinków „HoC” to dla polskiej reżyserki bez wątpienia kolejne potwierdzenie wysokich notowań w amerykańskiej branży telewizyjno-filmowej. Ale jest też i druga strona.

W świecie seriali, inaczej niż w kinie, pozycja reżysera czy reżyserki nie jest generalnie przesadnie wysoka. Reżyserują po kilka odcinków – rotacja panuje duża – wchodzą do pewnego, stworzonego świata, który rządzi się swoimi prawami, i ich rolą jest sprawnie poruszać się w tych ramach i popychać historię do przodu. Najczęściej w ogóle nie pamiętamy ich nazwisk. Wyjątkiem bywają twórcy pilotowych odcinków – oni mogą mieć rzeczywisty wpływ na kształt serialowego świata, na ustawienie relacji między bohaterami, współdecydują też o estetycznej stronie serii – oświetleniu, klimacie.

Twórcą pilotowego odcinka „House of Cards” był David Fincher, reżyser świetnych thrillerów, m.in. „Podziemnego kręgu”, „Gry” czy „Siedem” , zdecydowanie odcisnął swoje piętno na całym serialu. Agnieszce Holland taka rola przypadła w serialu HBO „Treme”, opowiadającym o Nowym Orleanie odbudowującym się po przejściu huraganu Katrina. Z zadania wywiązała się koncertowo – serial miał wspaniały klimat i świetną dramaturgię – za co w 2010 roku została nominowana do nagrody Emmy za „wybitną reżyserię w serialu dramatycznym”. Ale już w kilku innych, świetnych zresztą produkcjach, ze słynnym „Prawem ulicy” („The Wire”) stacji HBO i „Dochodzeniem” („The Killing”) stacji AMC na czele, była po prostu świetną i sprawna kontynuatorką tego, co zapoczątkowali inni.


Znacznie łatwiej reżyserowi mieć wpływ na całość serialu, jeśli produkcja jest krótką, zamkniętą opowieścią, jak wyreżyserowane niedawno przez Holland czeski „Gorejący krzew” i amerykańskie (stacja NBC) „Dziecko Rosemary”. W obu widać rękę polskiej reżyserki nie tylko w „robocie”, czyli w budowie dramaturgii i kompozycji poszczególnych kadrów, ale także w przesłaniu obu opowieści.

Współtwórczyni kina moralnego niepokoju wciąż ma ciągoty do opowiadania o ludzkich dylematach i wyborach, o rozdarciu między naturalnym ludzkim ciążeniem ku temu, co łatwe i wygodne – konformizmowi i bezpieczeństwu – a wymagającą odwagi walką o ideały i pryncypia. „Gorejący krzew” pokazywał tych, którzy zdobyli się na odwagę przeciwstawienia złu, „Dziecko Rosemary” – przeciwnie, konformistów, którzy złu ulegli.

Seriale reżyserskie to jednak wyjątek od reguły, która na małym ekranie brzmi: stwórcą serialu jest showrunner, a aniołami zwiastującymi kolejne zwroty akcji – jego pomocnicy-scenarzyści.

Showrunnerem amerykańskiej wersji serialu „House of Cards” (dwa pierwsze sezony powstały w oparciu angielski oryginał z lat 90., ten zaś był przeniesieniem na mały ekran powieści Michaela Dobbsa, trzeci sezon jest już oryginalnie amerykański) jest Beau Willimon. Który, mówiąc delikatnie, nie słynie z elastyczności w podejściu do stworzonego przez siebie świata.

36-letni współtwórca scenariusza m.in. do „Id marcowych” George’a Clooneya, tworząc amerykańskie „House of Cards”, bazował na własnych doświadczeniach. Wcześniej pracował przy kampanii do senatu Charlesa Schumera i w sztabie wyborczym Howarda Deana, kandydata w prawyborach partii demokratycznej na prezydenta w 2003 r., którego prezydenckie aspiracje przekreślił jeden wiec, gdy zbyt mocno uwierzył, że Biały Dom jest na wyciągnięcie ręki.

Jego entuzjastyczne okrzyki, nagrane i rozpowszechnione w internecie ze złośliwymi komentarzami (jako „Dean Scream”), zrobiły z niego pośmiewisko. Dziennikarz „New York Timesa” towarzyszył ekipie „House of Cards” podczas nagrywania jednego z odcinków, które w 2. sezonie reżyserowała Jodi Foster, i część tekstu poświęcił opisom skrupulatności Willimona, który chodził krok w krok za reżyserką i bynajmniej nie dzielił elementów serialu na bardziej i mniej ważne dla akcji. Na przykład sposób ustawienia balustradek oddzielających senatora Francisa Underwooda (Kevin Spacey) od grupy dziennikarzy podczas konferencji prasowej. Na pewno nie w kształcie U – jak chciała dwukrotna laureatka Oscara Foster. W jednym z wywiadów Willimon przyznał, że ma w sobie coś z Franka Underwooda.

Ekipa

Ekipa


Szczegóły 3. sezonu zna na razie tylko sam Willimon, zdjęcia ruszą latem w Baltimore, Holland na plan wejdzie jesienią, a cały sezon zostanie udostępniony przez Netflix w przyszłym roku. Jedno jest już jednak pewne – z poczciwą wizją polityki, jaką Holland zaprezentowała w polskim serialu „Ekipa” z 2007 r., „House of Cards” nic wspólnego mieć nie będzie.