„Midnight Sun” – nowy kryminał twórców „Mostu nad Sundem”

Nordic Noir wciąż w natarciu. „Midnight Sun”, z akcją osadzoną podczas białych nocy w egzotycznej Kirunie, gdzie śledztwo prowadzi szwedzki prokurator i francuska policjantka, łączy lokalne z uniwersalnym i ma się stać gorącym towarem eksportowym Canal+. Polska premiera jutro o 21.00.

Za sterami ośmioodcinkowej produkcji Canal+ i SVT stoi duet scenarzystów „Mostu nad Sundem” („Bron”), serialu, który stał się obok „Rządu” („Borgen”) i „Zbrodni” („Forbrydelsen”) znakiem rozpoznawczym skandynawskiej telewizji (pokazywały go telewizje 160 krajów) i zarazem najpopularniejszym formatem stworzonym przez Skandynawów, przerabianym przez zagraniczne stacje.

Akcja oryginalnie rozpoczynała się na tytułowym moście oddzielającym Szwecję od Danii. Tam policja znalazła tajemnicze kobiece zwłoki, których jedna część leżała po stronie duńskiej, druga – szwedzkiej. Nad sprawą pracował duet policyjny z obu krajów, damsko-męski, o różnych temperamentach. Brytyjsko-francuska wersja rozpoczynała się w tunelu pod kanałem La Manche, amerykańska – na granicy amerykańsko-meksykańskiej.

„Midnight Sun” wykorzystuje podobny patent, podnosząc różnice narodowościowe i rasowe do kwadratu. Zaczyna się mocnym akcentem: obywatel Francji zostaje przywiązany do skrzydła helikoptera, po czym maszyna startuje… Jego szczątki wraz z helikopterem lądują niedaleko szwedzkiej Kiruny, w miejscu uznawanym przez lapońską społeczność za święte – w kręgu ofiarnym.

Kto i dlaczego złożył ofiarę z Pierre’a Carnota? Czy albo dlaczego chce wykorzystać antagonizmy na linii Lapończycy – Szwedzi? Tego próbują się dowiedzieć prokurator o lapońsko-szwedzkim pochodzeniu Anders Harnesk (Gustaf Hammersten) i przybyła z Paryża policjantka o korzeniach w Maroku Kahina Zadi (Leila Bekhti).A ofiar przybywa. Podobnie jak wątków, bohaterów, powiązań i problemów. Polityka na stopniu lokalnym i międzynarodowym miesza się z ekonomią (wydobycie rudy żelaza, wysiedlenie centrum miasta), układy biznesowe z nienawiścią na tle rasowym, język szwedzki z angielskim, francuskim i lapońskim, pierwotne wierzenia i siły natury z procedurami Unii Europejskiej, geolokacją i facebookiem.

Scena, w której lapońscy szamani – trzech starszych panów, jeden w dresie, drugi o kulach – śpiewa na szosie przed posterunkiem policji, łącząc się w ten sposób duchowo z odpowiadającą im pieśnią przesłuchiwaną tam szamanką, zapada w pamięć. Jak i to, że swoją przepowiednię o nadciągającej burzy, która zniszczy wszystko, dziewczyna kończy radą, by zalogować się na Facebooka.

Jakby tego wszystkiego było za mało, to do głosu – oczywiście – dochodzi przeszłość, także z życia samej policjantki. „Wiesz, gdzie naprawdę czuję się Francuzką? – zwierza się rudowłosemu prokuratorowi. – Poza Francją”. Oglądamy przebitki z czasu, gdy była nastolatką. Gdy wspomnienia stają się zbyt wyraźne i ból z nimi związany zbyt silny, niweluje go, nacinając skórę. Swoje problemy ma także sam prokurator, próbujący sobie poradzić z pogardą, z jaką Szwedzi traktują Samów – Lapończyków, z podwójną tożsamością i podwójnym życiem. Co stawia Szwecję, kraj postrzegany jako nowoczesny i równościowy, w nowym dla wielu widzów – nomen omen – świetle.

Marlind i Stein, scenarzyści, trochę przepakowali serial wątkami i tematami, ale nie na tyle jednak, żeby zniechęcić do oglądania kolejnych odcinków. Duża w tym zasługa pięknych plenerów szwedzkiej północy, filmowanych z helikoptera lasów, gór, jezior i bagien, z rozsypanymi wśród gór chatami myśliwskimi czy namiotami Samów. Ale też białe noce – niekończący się dzień, wywołujący bezsenność i dezorientację nie tylko u francuskiej policjantki – w dużym stopniu usprawiedliwiają ten natłok zdarzeń i buzujące emocje.

Walka o widza między stacjami coraz bardziej się zaostrza, szczególnie po tym, jak do stacji telewizyjnych dołączyły platformy VOD. Rosnącej konkurencji (i złotej erze telewizji) zawdzięczamy seriale realizowane z coraz większym rozmachem, z coraz większą dbałością także o oryginalność i urodę plenerów – w filmowaniu natury stają w szranki z kanałami przyrodniczymi. „Midnight Sun” idzie tu śladem innych osadzonych na Północy produkcji, jak choćby „Fortitude” czy „Trapped”.

W lokalnej, pociągającej egzotyką scenerii rozgrywane są uniwersalne historie, które będą zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną – tak obecnie myśli się nie tylko w Netflixie czy HBO, ale także w największych stacjach telewizyjnych, zmuszonych poniekąd przez rozwój rynku do działania na skalę globalną.

Podobna myśl przyświecała naszemu oddziałowi HBO podczas realizacji drugiego sezonu „Watahy”, serialu osadzonego w dzikich i urokliwych Bieszczadach, na pograniczu polsko-ukraińskim i jednocześnie granicy Unii Europejskiej. Zdjęcia właśnie się skończyły, twórcy twierdzą, że wyciągnęli wnioski z błędów pierwszego sezonu, a jak wyszło – przekonamy się najpewniej jesienią.