„Euforia” to życie nastolatków, bez cenzury

Na tle produkcji o nastolatkach i kierowanych do nastolatków „Euforia” wyróżnia się jakością realizacji i poziomem aktorstwa, ale przede wszystkim tym, jak pokazuje ból, zagubienie i samotność młodych ludzi u progu dorosłości.

Jest coś hipnotycznego w obserwowaniu, jak grana przez Zendayę Rue nieuchronnie prze ku autodestrukcji. Nie można powiedzieć, że „Euforia” jest serialem, który ogląda się z przyjemnością, bo to jedna z tych opowieści, które mają stawiać naprzeciw trudnej i bolesnej prawdy. Mimo to – nie sposób oderwać oczu. Przede wszystkim dlatego, że Sam Levinson stworzył serial bezkompromisowy w prezentacji piekła, jakim może być dorastanie.

Wydaje się jednak, że historia nie odpycha, bohaterka nie odpycha, bo przecież ma rację, gdy mówi, że nie stworzyła tego świata, a tylko jest zmuszona w nim żyć (zdanie pada przy okazji sceny z przesyłaniem nagich zdjęć od dziewczyny do swojego chłopaka i ich wycieku). Problemy nie są udawane, ból nie jest symulowany, a każdy, kto był nastolatkiem, wie, jak można się wtedy czuć pogubionym. Levinson wszystko to wplótł w „Euforię”.

Kluczowa była decyzja, żeby nie pokazywać bańki dzieci bogaczy, imprezujących, przepuszczających pięciocyfrowe kieszonkowe. Takie dzieciaki też tu mamy, ale głównymi bohaterkami są dziewczyny „przeciętne”, których problemy z narkotykami czy innymi używkami to nie szczeniacki bunt czy chęć bycia „cool”, ale jedyny znany im sposób, by radzić sobie z tym, kim są; jest w odcinku pilotowym świetna scena rozmowy Rue z dilerem, który troszcząc się o nią, próbuje ją namówić, by odstawiła narkotyki.

Na to wszystko nałożyć trzeba – charakterystyczny dla HBO – niezwykle wysoki poziom produkcji. W „Euforii” realizacja potrafi zachwycać równie mocno co gra Zendayi czy świetnie napisane sceny. Muzyka idealnie splata się z obrazem, narracja głównej bohaterki nie nuży, ale dobrze prowadzi, a przede wszystkim serial świetnie wygląda – od sekwencji takich jak ta z „obrotowym” korytarzem, przez narkotyczne wizje, po inne, bardziej intymne i „zwykłe” sceny – kamera pracuje bardzo dobrze.Po odcinku pilotowym nie sposób stwierdzić, czy „Euforia” utrzyma tak wysoki poziom. Dostaliśmy „fotkę” przedstawionych bohaterów, a teraz Levinson będzie musiał puścić w ruch wiele sygnalizowanych wątków i pilnować, by nie zrobić z serialu opowieści o romansach i zazdrości. Trudno również ocenić, jak autodestrukcyjna Rue będzie się sprawdzać w „większych dawkach”, bo to postać niezwykle tragiczna.

Potencjał w „Euforii” drzemie ogromny i można się spodziewać, że serialu nie zabraknie na listach najlepszych premier roku.

„Euforię” w Polsce można oglądać na HBO i HBO GO. Premiera 17 czerwca.