„Dom z papieru 3” – powtórka z rozrywki

O trzecim sezonie „Domu z papieru”, ponoć najchętniej oglądanej nieanglojęzycznej produkcji na platformie Netflix, jest głośno głownie z powodu akcji marketingowej.

Sam sezon to powtórka z rozrywki, opowieść spod znaku: znacie? Znamy. To posłuchajcie. A przecież już poprzednie sezony hiszpańskiego hitu były jarmarkiem rzeczy używanych, filmowych i serialowych klisz.

Akcja dwóch pierwszych sezonów „Domu z papieru” (La Casa de Papel) toczyła się podczas napadu na mennicę w Madrycie. Plan Profesora był genialny – chodziło nie o to, by ukraść gotowe pieniądze, ale by je sobie tam, nowiutkie i bez znanych policji oznaczeń, wydrukować. Do tego – czy to jeszcze jest kradzież, czy po prostu wykorzystanie maszyn? Czy można ukraść coś, co nie istniało? A konkretnie – skromny miliard euro.

W teorii świetny plan muszą jednak wykonać w praktyce dużo mniej świetni ludzie. To grupa narwanych złodziei ukrywających tożsamość pod nazwami miast (nie ma wśród ich Warszawy…), czerwonymi kombinezonami i maskami z „twarzą” Salvadora Dalego. To ostatnie to inteligentna gra z maską Guya Fawkesa, symbolem antysystemowych protestów sprzed kilku lat, buntu ofiar kryzysu 2008 r. przeciw rządom i bogatemu 1 proc., tym, którzy ów kryzys spowodowali i nie ponieśli kary. Przywołanie hiszpańskiego mistrza surrealizmu, dziś sztuki oswojonej, awangardy do powieszenia w salonie – też ma swoje piętrowe znaczenie.

Ósemka złodziei sama generuje rozmaite problemy, kolejne dorzuca ponad sześćdziesiątka zakładników, następne policja. Coraz bardziej dłużące się 22 odcinki (pierwszy sezon oryginalnie liczył dziewięć, ale Netflix na własne potrzeby przemontował materiał do 13, drugi powiększono z sześciu do dziewięciu) to pełna zwrotów akcji, cliffhangerów, flashbacków i dygresji historia kolejnych „fuck-upów”, awarii, nieprzewidzianych sytuacji i planów ratunkowych: B, C, D itd.Pierwszy sezon wywołał entuzjazm, widzom nie przeszkadzały kalki i schematy, psychologia rodem z oper mydlanych czy szyta grubą nicią fabuła, nietroszcząca się przesadnie o jakiekolwiek prawdopodobieństwo. Podobało się połączenie konwencji kina sensacyjnego spod znaku „napad na bank” z narracją rodem z opery mydlanej, mgliście sugerowanym antysystemowym przesłaniem, dobrze rezonującym nie tylko w Hiszpanii, oraz wymuskana estetyka kadrów.

Hasłem reklamowym poprzednich części było „Pierwszy miliard trzeba sobie wydrukować”, motto trzeciego brzmi: „Tym razem nie chodzi o pieniądze, tym razem chodzi o rodzinę”. We flashbackach oglądamy relację Profesora i jego brata, w czasie rzeczywistym – relację Profesora i jego ukochanej. Problemy w związkach, rzutujące na przebieg akcji, mają też złodzieje, cały napad zresztą bierze się z kończącego się romansu pary złodziei.Już drugi sezon tego samego nie porywał. Trzeci, będący powtórką powtórki, tylko na większą skalę, bo producentem nie jest tu już hiszpańska Antena 3, tylko Netflix, a zamaskowana grupka Profesora napada tym razem na Narodowy Bank Hiszpanii – to już osiem odcinków nudy na zmianę z irytacją.

Nici wiążące akcję tu mają grubość lin, psychologia postaci jest rodem z „Niewolnicy Isaury”, podobnie subtelnie wprowadzane są wątki feministyczne (złodziejka obraża się na męża za jego patriarchalną sugestię, że może powinna zostać z ich kilkuletnim synkiem, zamiast ryzykować, że zostanie on podwójnym sierotą…) i społeczne (złodzieje przekupują opinię publiczną zrzutem na Madryt 140 mln euro…).

Znacznie ciekawiej od samego serialu wypadła tym razem jego, prowadzona z niespotykanym rozmachem, akcja promocyjna. Obejmowała m.in. wywiad w jednym z serwisów sportowych z hiszpańskojęzycznymi piłkarzami… Piasta Gliwice, przebranymi na tę okoliczność (wraz z prowadzącym) w kostiumy bohaterów „Domu z papieru”.

Ale najgłośniej było w Krakowie. Na tamtejszym rynku, obok słynnej wielkiej „Głowy” Mitoraja, czyli rzeźby „Eros bendato” Igora Mitoraja, Netflix postawił maskę Salvadora Dalego z podpisem: „Kradzież to prawdziwa sztuka”. Ten podpis musiał zwieść urzędników miejskich, bo potraktowali rzecz jako sztukę właśnie i za dwutygodniową ekspozycję policzyli platformie… 274 zł. Gdy wytłumaczono im pomyłkę, podnieśli sumę do 5 tys.

Czwarty sezon w produkcji, czekam na akcję reklamową.