„Star Trek: Picard” to nowy rozdział w kosmicznej sadze

Patrick Stewart wrócił do roli kapitana Jeana-Luca Picarda, znanego ze „Star Treka: Następnego pokolenia”. Za sterami serialu stanął nagrodzony Pulitzerem Michael Chabon. Efekt to inna jakość w tym uniwersum.

Pytany, dlaczego zdecydował się wrócić do Picarda, Stewart nie odpowiadał, że nie chciał powtórki „Następnego pokolenia”, ale czegoś nowego. Gotowy serial potwierdza, że się udało.

„Picard” to, w uproszczeniu, „Star Trek” bardzo dojrzały. Naturalistyczny, jak to określa Michael Chabon. Historia zaczyna się mniej więcej 20 lat po odejściu Picarda z Gwiezdnej Floty, do czego doszło – jak pamiętamy – przez zachowanie Federacji względem Romulan, których rodzinną planetę zniszczył wybuch supernowej.

Picard spędza czas nie na mostku statku kosmicznego, ale w swojej winnicy, z dala od kosmicznej polityki. Jest szanowanym bohaterem i historykiem, ale został zepchnięty na boczny tor ze względu na upór w kwestii Romulan, odwiecznych wrogów Federacji, którym chciał bez wahania pomagać. „Picard” to w jakiejś mierze opowieść o człowieku „starej daty” i „starych ideałów”, który zauważa, że świat wokół poszedł naprzód, ale niekoniecznie we „właściwym” kierunku.

Kręgosłupem fabuły jest Data, niegdyś oficer na statku Picarda, jego wielki przyjaciel android. Ogólnym tematem jest zaś sztuczna inteligencja.

Chabon pchnął „Picarda” w dwa nowe dla „Star Treka” kierunki. Po pierwsze, w stronę tzw. twardej fantastyki naukowej, a więc sztucznej inteligencji. Po drugie – więcej uwagi poświęca ludziom, co widać w postaci Picarda, ale i w warstwie technicznej, w scenach intymnych itd. Taki „Star Trek” momentami wygląda jak przedstawiciel kina niezależnego. Chabon pogłębił też wątek Federacji, jej roli w kosmosie, prawdziwości oficjalnie wyznawanych ideałów (które tu symbolizuje Picard) w zderzeniu z rzeczywistością.

Serial jest efektowny, pełen akcji, ma rozmach – jak to „Star Trek”. Zaskakująco dużo tu jednak intymności, powolności, refleksji, emocji. To, jak można zgadywać, zasługa talentów literackich Chabona, który mistrzowsko kreuje skomplikowane postacie. Jego Jean-Luc Picard ma w sobie coś z „pomnika”, ale jest też bohaterem z krwi i kości, targanym emocjami, niedoskonałym.

„Star Trek: Picard” to zatem nie tylko grający na nostalgii powrót uwielbianej postaci, ale faktycznie ciekawa, intrygująca opowieść. Wygląda na to, że Chabon zdołał zachować ducha oryginału, dostosowując go do współczesnych przyzwyczajeń i seriali – ten „Star Trek” to nie jednoodcinkowe fabuły, ale długa, podzielona na odcinki historia.

W Polsce „Star Trek: Picard” można oglądać na Amazon Prime Video.