Szpieg, czyli Sacha Baron Cohen gra Eli Cohena

Sacha Baron Cohen jest mistrzem mockumentowych przebieranek – nabierał ludzi i wyciągał z nich skrywane myśli w „Boracie” czy niedawnym „Who Is America”. W „Szpiegu” wciela się w człowieka, który także był w tym mistrzem. Eli Cohenowi, jednemu z najważniejszych szpiegów Mosadu, Izrael zawdzięcza być może swoje dalsze istnienie, a na pewno zwycięstwo w wojnie sześciodniowej w 1967 r.

Twórcą sześcioodcinkowego miniserialu Netflixa jest Gideon Raff, autor m.in. pierwowzoru „Homelandu”, jednego z najważniejszych seriali XXI w. (finałowy, ósmy sezon ma premierę 9 lutego 2020 r.). W „Szpiegu” („The Spy”) z jakiegoś powodu w karkołomny sposób próbuje połączyć kilka gatunków, i mimo że to tylko sześć odcinków, ma się wrażenie oglądania dwóch różnych, z trudem do siebie przystających produkcji.

Pierwszy to thriller szpiegowski. Osadzony w latach 60. XX w. i oparty na faktach. Szybko się orientujemy, że historia raczej nie będzie z tych z happy endem, ale nie przeszkadza to w odczuwaniu napięcia, gdy oglądamy kolejne brawurowe akcje Cohena. Urodzony w Egipcie, osiadły pod Tel Awiwem Żyd marzy o pracy w wywiadzie. Szansa pojawia się, gdy nękany atakami Izrael na gwałt potrzebuje „oczu i uszu” w Damaszku.

Eli zostaje przez Zurych przerzucony do Argentyny, gdzie zaczyna działać w diasporze syryjskiej jako bogaty biznesmen patriota Kamel Amin Thaabet. Nawiązane tam znajomości procentują po przybyciu do Damaszku, a zdobyte dzięki nim informacje okażą się kluczowe dla bezpieczeństwa Izraela.Sceny rozgrywane „za linią wroga” są dużo ciekawsze niż „domowe”, Kamel jest ciekawszy niż Eli, ale przede wszystkim jego syryjskie otoczenie jest zróżnicowane, tamtejsi bohaterowie mają osobowość, historię, nie szeleszczą papierem.

Tego samego nie da się powiedzieć o rodzinie Eliego, a przede wszystkim o jego przełożonych z Mossadu i rządu Izraela. Izraelska część „Szpiega” przypomina kiepski dramat rodzinny, złożony na kolanie z klisz i schematów, i z takimiż papierowymi bohaterami (na czele z irytującymi oficerem prowadzącym Danem Pelegiem i Jakobem Shimonim z rządu).

Ciekawiej na ich tle wypada żona Eliego Nadia (Hadar Ratzon Rotem). Jednak dramat samotnej matki dwóch córek, pracującej jako pomoc w domu bogatej koleżanki, jest przerysowany i niewiarygodny. Jej mąż oficjalnie pracował dla rządu, jego pensja powinna wystarczyć (i wystarczyła) na wygodne (co nie znaczy, że szczęśliwe i pozbawione osamotnienia) życie całej rodziny. Zresztą zdziwienia pokazaniem matki w serialu jako służącej nie kryła w prasowych wywiadach także jedna z córek Cohenów.Serial obejrzeć warto, choć przede wszystkim dla kreacji Sachy Barona Cohena. Wbrew krążącym plotkom zbieżność nazwisk jest przypadkowa, panów nie łączą więzy krwi, ale łączy talent do wcielania się w innych i wślizgiwania się w przebraniu w łaski tych, którzy inaczej nie byliby chętni dzielić się informacjami, refleksjami i uczuciami.

Sacha Baron Cohen dotąd był znany jako komik, rolą Eli Cohena pokazał, że potrafi się przebierać także na poważnie. I także w wersji serio jest świetny.

„Szpieg” („The Spy”), Netflix, 6 odc.