Kolejny serialowy papież. Potrzebny?
Czy potrzebowaliśmy kolejnej opowieści zza zamkniętych drzwi Watykanu? Takie pytanie nasuwa się podczas oglądania „Nowego papieża”, drugiego sezonu serialu Paola Sorrentino, a powody są trzy.
Pierwszym jest satysfakcjonujące zakończenie „Młodego papieża”. Z początku nie planowano kontynuacji, a dziś w wywiadach Sorrentino zdradza, że ma już pomysł na trzecią część. Zanim Lenny Belardo vel papież Pius XIII uśmiechnął się do nas po raz ostatni, zdążyliśmy poznać bohatera i jego wizję Kościoła, obstawić, parę razy zmieniając zdanie, czy bardziej ma Boga, czy diabła za skórą. A przede wszystkim nacieszyć oczy Judem Law w pontyfikalnych szatach i otaczającym go surrealistyczno-operowo-erotycznym światem stworzonym przez laureata Oscara za „Wielkie piękno”. Do tego wspaniałe starcia kard. Voiello (Silvio Orlando) i siostry Mary (Diane Keaton)! No i kangur w ogrodach watykańskich.
Po drugie – papieży ci ostatnio u nas dostatek. „Dwóch papieży”, netflixowy film Fernanda Meirellesa w gwiazdorskiej obsadzie, osadzony w tej samej scenografii i przywołujący te same, kanoniczne nomen omen, obrazy – konklawe, habemus papam, watykański przepych i luksus odrywający od rzeczywistości. Także dyskusje filmowych dwóch papieży nie odbiegają momentami od tych wymyślonych przez Sorrentino. Rzeczywistość wzniosła się na wyżyny surrealizmu, rozmnażając papieży – i Sorrentino w drugim sezonie swojego serialu właściwie tylko ją goni.
No i trzeci powód wątpliwości – sam „Nowy papież”, którego sześć (z dziesięciu) odcinków HBO pokazało przedpremierowo dziennikarzom.
Akcja zaczyna się dziewięć miesięcy po zasłabnięciu Piusa XIII w finale poprzedniej serii. Młody papież leży w śpiączce w weneckim szpitalu, a Kościół na gwałt potrzebuje przywódcy świadomego, bo problemów tylko przybywa. Odpływ wiernych oraz powstające ruchy fundamentalistyczne, w tym kult Piusa XIII, to tylko jedne z wielu.
Kard. Voiello jak zwykle na swój sposób walczy o przetrwanie Kościoła – knując i próbując sterować wszystkim i wszystkimi z tylnego siedzenia. Jednym z jego pomysłów jest Brytyjczyk sir John Brannox jako następca Amerykanina Lenny’ego Belardo na Piotrowym tronie. Dlaczego on? Bo przed laty opisał swoją wizję Kościoła i była wyważona, co na tle rozgrywającego się dookoła szaleństwa w Kościele i na świecie brzmi bardzo kusząco…
Sam Brannox – w wykonaniu Johna Malkovicha – na wyważonego bynajmniej nie wygląda. Po karierze punkowego muzyka sprzed lat została mu miłość do eyelinera, arystokratyczne pochodzenie manifestuje zamiłowaniem do wyszukanej garderoby, żyje w posiadłości, która w niczym nie ustępuje Watykanowi. Oraz jest doradcą w sprawach kreacji… Meghan Markle. No i ma problemy z rodziną – w czym bardzo przypomina swojego serialowego poprzednika.
Dostajemy więc kolejnego ekscentryka w papieskich szatach, tym razem o imieniu Jan Paweł III. Znów towarzyszyć mu będą pytania o diabelską część natury (tajemnice z przeszłości) i rolę człowieczeństwa, życiowych doświadczeń papieża w jego pontyfikacie. Silniej tym razem wybrzmiewa kwestia przywództwa na trudne czasy – jak przewodzić, gdy jest się tak samo zagubionym jak ci, którymi ma się kierować.
Wizja Watykanu też nie zaskakuje – to z grubsza to, do czego przyzwyczaił nas Sorrentino w „Młodym papieżu”, tylko bardziej. Dużo piękna i kampu, więcej erotyki, seksu, narkotyków, perwersji i gościnne występy gwiazd w rolach samych siebie. Po co to wszystko? Oby cztery ostatnie odcinki przyniosły odpowiedź.
„Nowy papież”, Paolo Sorrentino, HBO GO – od 10 stycznia, pierwszy odcinek o godz. 22, drugi – o 23. HBO – od 14 stycznia, 10 odc.
Komentarze
W takim razie jednak obejrzę.
Może jeszcze doczekamy się filmowej wersji „Sodomy” F. Martela, o
której w Polsce jakoś nikt nie mówi, a szkoda