„Westworld” drugi sezon kończy z przytupem

W drugim sezonie – tak jak w pierwszym – Jonathan Nolan i Lisa Joy postawili na zawiłą fabułę i szokujące zwroty akcji. Ich serial to wyzwanie dla widzów. Czasem przez to zapętlenie zbytnio zwalnia i rozwadnia fabułę. Ale jest tu też miejsce na odcinki wybitne.

Trudno ocenić, czy drugi sezon produkcji HBO stał na tym samym poziomie co chwalony i uwielbiany przez widzów sezon pierwszy. Wtedy działała świeżość wizji, park Westworld był całkowitą tajemnicą. Podobnie jak bohaterowie.

Emocji nie brakowało. Druga seria przypomina kolejne sezony „Gry o tron” – ci sami bohaterowie, ten sam wspaniały świat, generalnie nic się nie zmienia jakościowo. To, co już znamy, nie ekscytuje jak pierwszy seans pierwszego odcinka. Zaletą z drugiej strony jest fakt, że gdy już nakreślono kluczowe postaci i rozpędzono najważniejsze wątki, pojawiła się okazja do opowiadania w ramach tej ogromnej fabuły mniejszych historii. I to w nich jest ukryta siła tegorocznego „Westworldu”.

Główna oś fabularna również jest ciekawa: Dolores, teraz wyzwolona, na czele innych maszyn walczyła o wolność od ludzi, Mężczyzna w Czerni kontynuował pościg za prawdą o parku, Maeve szukała córki, a wraz z nią swojej tożsamości. Ludzie z kolei robili, co mogli, by powstrzymać bunt robotów, z drugiej strony mieli swoje osobne, tajemnicze zadania związane z prawdziwym celem istnienia parku.

W skrócie: akcji było tu co nie miara, jeszcze efektowniejszej niż w pierwszym sezonie. Ostatnie dwa–trzy odcinki to znowu wykręcenie na nice wszystkiego, co sądziliśmy, że wiemy, i zarzucanie widza taką liczbą zwrotów akcji i informacji, że śmiało można okrzyknąć „Westworld” najbardziej wymagającym spośród współczesnych popularnych seriali. Joy i Nolan kręcą po prostu serial zagadkę. Drugi sezon odkrył zaś dopiero drugi z jej wielu elementów.Za „mniejsze” fabuły trzeba cenić ten sezon. Mistrzostwem był odcinek ósmy, „Kiksuya”, w całości poświęcony Indianom z plemienia Ghost Nation, opowiedziany w ich języku ustami Akechety. Scenarzyści Carly Wray i Dan Dietz rozpisali piękną historię miłosną, wplatając ją w opowieść o samym parku i jego przemianach. Podobnie odcinek „Akane no Mai” – w lwiej części rozgrywający się w pełnym samurajów parku Shogunworld, stanowił powiew świeżości i okazję do wprowadzenia kilkorga wybitnych aktorów, jak niezmiennie wspaniały Hiroyuki Sanada czy świetna Rinko Kikuchi jako Akane.

Można śmiało powiedzieć, że w tym sezonie serialu to drugi plan decydował o jakości całej produkcji.Choć to może nie do końca sprawiedliwe względem Thandie Newton (Maeve) i Jeffreya Wrighta (Bernard), czyli stałych członków obsady, którzy podobnie jak w pierwszym sezonie dali niezwykły popis. Zwłaszcza Newton grała jak natchniona, przez co wątek Maeve to drugi obok Akechety najbardziej wzruszający moment fabuły.

Miesza się więc w „Westworld” z jednej strony szalenie ciekawa dyskusja na temat świadomości, a w tym sezonie zwłaszcza potencjalnej cyfrowej nieśmiertelności, z pięknie napisanymi opowieściami o ludziach będących świadomymi maszynami. Może to konsekwencja tego, że produkcja HBO ma dwoje showrunnerów: uwielbiającego pomieszane chronologicznie fabuły oraz tematy sztucznej inteligencji i świadomości Nolana, z drugiej zaś strony uwielbiającą Kurta Vonneguta i poezję Joy. Na pewno mamy tu połączenie wielu różnych wrażliwości.

Efekt jest godny uznania. I powtórnego obejrzenia, bo Nolan naprawdę miesza.

Serial „Westworld” można obejrzeć w HBO i HBO GO.